Z Krzysztofem Grabowskim rozmawia Konrad Wojciechowski
Obiecujesz mówić samą prawdę i tylko prawdę?
A co to jest, przepraszam, jakieś przesłuchanie?
Nie, wywiad do gazety, ale tytuł nowej płyty Dezertera „Kłamstwo to nowa prawda” chyba zobowiązuje do szczerości?
Reklama
Ach, do tego pijesz. Zgadzam się być szczerym.
Chodzą słuchy, że punk umarł i nie żyje. To prawda czy fałsz?
To chyba zasłyszane z piosenki zespołu Crass. Brytyjczycy rzeczywiście śpiewali, że punk jest martwy. Ale mieli raczej na myśli komercjalizację tej muzyki. Ona nie umarła, tylko stała się towarem. A poza tym punk rock czy hardcore punk żyją, funkcjonują i mają się bardzo dobrze. Tylko są dość głęboko schowane przed informacyjnym mainstreamem.
Nakłamałeś kiedyś tak bardzo, że się tego wstydzisz po latach?
Pewnie nakłamałem, ale nie aż tak bardzo, żebym się tego wstydził, szczególnie po latach. Kłamstwa są obecne w naszym życiu. Kłamstwa, kłamstewka, niedomówienia, półprawdy. Ale to są rzeczy absolutnie naturalne i zupełnie niegroźne. Kłamstwo w ustach ludzi, którzy chcą decydować o naszym życiu, jest groźne.
Jak w takim razie określić słynny wywiad, jakiego lata temu Dezerter udzielił dziennikarce „Polityki”, opowiadając zmyślone historie o punk rocku?
To nie było kłamstwo, tylko kpiny. Raczej wystawienie pani dziennikarki do wiatru, żeby obnażyć jej ignorancję. To była zupełnie inna sytuacja.
Ale media to łyknęły i niektórzy czytelnicy pewnie też. Wszelkie „niestworzone historie” są bardzo poczytne.
Już abstrahując od tamtego wywiadu, kłamstwo jest o wiele atrakcyjniejsze, lepiej się sprzedaje, ludzie żywo na nie reagują. A prawda bywa bolesna, nieprzyjemna, nie każdy chce jej słuchać.
W latach 80. mieliście patent na obnażanie nieprawdy. Piosenka „Nowe wiadomości” miała weryfikować newsy wyssane z palca?
Powstała w stanie wojennym i była komentarzem do tego, co obywatel może usłyszeć od rządu za pośrednictwem mediów. Już mi się nie chce mówić, że ta piosenka grana po latach wciąż ma swoją siłę i jest zrozumiała w nowych czasach. Że znów pasuje do kontekstu.
W czasie wykonywania wspomnianej piosenki rzucaliście w ludzi pod sceną „Trybuną Ludu”, a publiczność ją darła na strzępy.
To był jednorazowy happening. Mieliśmy przygotowane całe pudła gazet. Wtedy wszystkie gazety były rządowe, bo władza kontrolowała całą prasę. Cokolwiek byś podarł, darłeś propagandę rządową. „Trybunę Ludu” oczywiście mieliśmy – była łatwo dostępna, miała największy format i cienki papier, więc łatwo się rwała. „Sztandar Młodych” i „Żołnierza Wolności” też przynosiliśmy. Ale my nie darliśmy gazet.