Liczba witryn internetowych na świecie zbliża się do 2 mld. A ponieważ każda witryna stanowi zbiór wielu stron internetowych – pojedynczych dokumentów dostępnych w sieci pod unikalnym adresem URL – to Google, najpopularniejsza na świecie wyszukiwarka, ma ich do zindeksowania setki miliardów.
To jak indeks na końcu gigantycznej książki: jest w nim każde słowo pojawiające się w każdym dokumencie online. Kiedy szukamy czegoś w sieci, wszystkie strony z danym wyrazem zgłaszają się do odpowiedzi: „Ja! Ja! Wybierz mnie!”. Bo odwiedziny internauty to zysk. O tym, kto w tej kolejce będzie pierwszy, a kto ostatni, decyduje Google.
Jeśli zapytam wyszukiwarkę np. o „coś na ból głowy”, wyświetli mi linki do treści z różnych witryn, uszeregowane na kilkunastu stronach. Dlaczego najpierw pokazuje te, a nie inne? Kolejność ustala algorytm, czyli specjalne oprogramowanie firmy z kalifornijskiego Mountain View.
Algorytm działa według określonych zasad, które Google co pewien czas aktualizuje – a wtedy zmienia się kolejność stron w wynikach wyszukiwania. Zwycięzcy trafiają do czołówki rankingu, na pierwszą stronę, przegrani lądują dalej, gdzie zazwyczaj nikt nie zagląda. Dla serwisów internetowych pozycja w tym rankingu to być albo nie być – gros ruchu pochodzi właśnie z bezpłatnych wyników wyszukiwania (organic search).
Reklama
Niektóre zmiany algorytmu są jak trzęsienie ziemi.

Pomocne treści

W najbliższych dniach okaże się, które witryny ucierpiały na zmianach, jakie właściciel największej na świecie wyszukiwarki wprowadził w swoim mechanizmie porządkującym wyniki. Wdrażanie modyfikacji zaczęło się w czwartek 25 sierpnia i ma potrwać do dwóch tygodni. „Miejcie oko na poziom widoczności swoich stron w wynikach Google’a” – ostrzega Barry Schwartz z serwisu Search Engine Land. Nagły spadek pozycji danego portalu w rankingu wyników wyszukiwania w ciągu najbliższych dni będzie najprawdopodobniej skutkiem aktualizacji algorytmu.