Z Bernardem Waśką rozmawia Klara Klinger

NFZ dostanie mniej pieniędzy z budżetu i więcej zadań. To dobra wiadomość dla pacjentów?

To pytanie z tezą?

Pytam o fakty. Taki projekt niedawno się pojawił.

Reklama
To na razie założenia, projekt nie wszedł w życie. Pacjenci nie zauważą różnicy, bo zależy im na jakości usługi i rozsądnym terminie. Mniej interesuje ich to, skąd biorą się pieniądze na leczenie.

Pacjenci może nie, ale eksperci ochrony zdrowia mówią, że to może negatywnie wpłynąć na jakość usług.

Wiele osób uważa, że dosypanie pieniędzy jest wystarczającym remedium na poprawę sytuacji w ochronie zdrowia. Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Pamiętajmy, same złotówki nie leczą. Pieniądze to tylko narzędzie do realizacji celów. Ich wydawanie nie może być celem samym w sobie.

Jasne, ale jedno nie wyklucza drugiego. Potrzeba więcej pieniędzy i zmian organizacyjnych. Pan broni mniejszych pieniędzy w NFZ?

Ramy działania systemu określa plan finansowy NFZ i od tego nie da się uciec. Na wszystko nie wystarczy. Dlatego tak kluczowe są właściwa organizacja i lista priorytetów. A pieniędzy z roku na rok w systemie ochrony zdrowia jest więcej, a nie mniej.

Niby nie wystarczy na wszystko, ale w zeszłym roku doszło do kuriozalnej sytuacji: NFZ nie wydał 10 mld zł, które miał w tym ograniczonym budżecie. To niemal 10 proc. jego funduszy. Jak do tego doszło?

W efekcie w funduszu zapasowym mamy poduszkę finansową w wysokości kilkunastu miliardów złotych, które wykorzystamy na leczenie. Na tych pieniądzach skorzystają pacjenci.

Czyli?

Wydatki na kolejny rok planujemy kilka miesięcy przed jego rozpoczęciem i robimy to z pewnym przybliżeniem. Nie da się precyzyjnie określić, ile dokładnie pieniędzy wpłynie ze składki zdrowotnej, czyli naszego głównego źródła finansowania. Analizujemy trendy makroekonomiczne, opierając się m.in. na trzyletniej prognozie finansowej dla kraju. Niemniej w ciągu roku może się okazać, że przychody są wyższe, niż planowaliśmy, zwłaszcza że planujemy dość ostrożnie.

Chce pan powiedzieć, że w trakcie pandemii przychody były wyższe, niż przewidywaliście? Wydawałoby się, że będzie odwrotnie i wzrosną wydatki, bo COVID-19 był bardzo kosztowny dla ochrony zdrowia.

Pamiętajmy, że w pandemii za leczenie pacjentów covidowych płacił budżet państwa z tzw. funduszu covidowego. To nie były pieniądze z budżetu NFZ. Co więcej, wpływ środków ze składki zdrowotnej był wyższy, niż pierwotnie planowaliśmy. W szczycie pandemii około jednej trzeciej łóżek szpitalnych było przeznaczone na leczenie COVID-19. Środki, których nie wydaliśmy z budżetu NFZ, trafiły, zgodnie z aktualnymi przepisami, do funduszu zapasowego i zostaną wydane na leczenie w kolejnych latach. One nie przepadają.

Czyli de facto zaoszczędziliście na chorych, bo leczyło się mniej „zwykłych”, niecovidowych pacjentów?

Nie używałbym zwrotu „zaoszczędziliście na chorych”, bo na nikim nie oszczędzaliśmy. Jesteśmy dla chorych i na ich leczenie wydajemy pieniądze. Jednak w niektórych obszarach świadczeń pacjenci ograniczyli wizyty u lekarzy, planowych zabiegów w szpitalach też było mniej.

To NFZ wstrzymał część wizyt.

Tylko w niektórych obszarach, np. tam, gdzie planowe operacje wiązały się z dużym ryzykiem zajęcia miejsc na OIOM i respiratorów. I tylko w ograniczonym czasie - de facto w czasie szczytu zachorowań dwóch pierwszych fal covidowych. Twardy lockdown był tylko między kwietniem a majem 2020 r. Zamarła wtedy profilaktyka, niektóre zabiegi, rehabilitacja i uzdrowiska. Duży wpływ miały nie tylko odgórne ograniczenia, lecz także lęk pacjentów. Były też masowe absencje personelu w placówkach medycznych, co dodatkowo ograniczało przyjęcia. To wszystko razem przełożyło się na mniejszą liczbę świadczeń.
Bernard Waśko, od 2019 r. zastępca prezesa NFZ ds. medycznych (do końca października 2022 r.), doktor nauk medycznych. W latach 1998-2011 był dyrektorem Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rzeszowie, a potem dyrektorem medycznym w PwC