– Tak. Mogło nas umrzeć nawet dwukrotnie mniej – rzuca mi przed kilkoma dniami jeden z polityków, który był na pierwszej linii frontu walki z COVID-19. Żaden z ówczesnych decydentów nie był dotąd tak szczery. A pytanie, czy ofiar pandemii mogło być w Polsce mniej, zadawałam im wielokrotnie. „Zrobiliśmy tyle, ile mogliśmy”; „To bardzo skomplikowane”; „Trudno powiedzieć”; „Przecież nikt nie umierał na ulicy” – to odpowiedzi, które na ogół słyszałam.

– Kto jest winny? – dopytuję mojego rozmówcę. Spotykamy się przypadkiem przed Sejmem, nie widzieliśmy się od czasów pandemii. – My wszyscy. Uwierzyliśmy, że Polacy to naród specjalny, ma specjalny gen antycovidowy – mówi. – A politycy? – upewniam się. – Też.