Polski rynek nieruchomości zaczyna odczuwać skutki epidemii koronawirusa. Przykłady z innych krajów sugerują, że wartość obrotu mieszkaniami może mocno spaść.

Media donoszą o kolejnych ofiarach koronawirusa i rekordach dotyczących liczby nowych zachorowań - w takiej sytuacji rynek nieruchomości nie przyciąga szczególnej uwagi. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że zostanie on dotknięty przez skutki globalnej pandemii. Wcześniej analitycy spodziewali się, że koniec nieruchomościowego boomu będzie dość łagodny, o ile nie dojdzie do eskalacji jakiegoś bardzo poważnego ryzyka. Niestety wiele wskazuje na to, że właśnie wirus SARS-CoV-2 może być czynnikiem destabilizującym globalny rynek nieruchomości. Informacje, zebrane przez ekspertów RynekPierwotny.pl z krajów mocniej dotkniętych epidemią niż Polska potwierdzają okresowe załamanie sprzedaży mieszkań.

Szanghajski rynek skurczył się o ponad połowę

Przegląd nieruchomościowych skutków koronawirusa warto zacząć od Chin, czyli tego kraju, w którym rozwinęła się globalna pandemia. Eksperci zajmujący się rynkiem nieruchomości w Państwie Środka informują, że przez ostatni miesiąc był widoczny bardzo wyraźny spadek obrotów. Przykład może stanowić rynek mieszkaniowy w Szanghaju, czyli największym mieście Chińskiej Republiki Ludowej. Dane firmy Knight Frank wskazują, że od początku lutego do początku marca 2020 r. na szanghajskim rynku sprzedało się o 56% mniej nowych nieruchomości mieszkaniowych niż w analogicznym okresie minionego roku. Obniżka liczby transakcji względem pierwszego miesiąca 2020 r. była jeszcze większa (-65%).

Spadek sprzedaży „M” w Seulu jest rekordowy

Reklama

Miesięczny spadek sprzedaży nowych mieszkań o dwie trzecie na pewno można nazwać rynkową katastrofą. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że wynik z Szanghaju wcale nie jest rekordowy. Jeszcze większy spadek aktywności odnotowano na innym bardzo ważnym rynku mieszkaniowym z Azji Wschodniej. Mowa o dziesięciomilionowym Seulu, który wciąż mocno odczuwa skutki epidemii koronawirusa. Lokalne media podają, że średnia dzienna liczba transakcji mieszkaniowych na seulskim rynku spadła o 90% (z 309 do 31). Niewiele mniejszy spadek liczby sprzedawanych mieszkań (o 80%) odnotowano na terenie całej Korei Południowej.
W stolicy mody popyt na lokale spadł już o 50%

Podążając tropem rynkowych spustoszeń dokonanych przez koronawirusa, warto również sprawdzić, jak wygląda sytuacja na terenie Mediolanu. Media podają, że osoby mieszkające we włoskiej stolicy mody straciły zainteresowanie zakupem lokum. Podobna sytuacja dotyczy również inwestorów czekających na dalszy rozwój sytuacji. Właśnie dlatego mediolański rynek nieruchomości, który dotychczas na tle Włoch wyróżniał się dobrą koniunkturą, obecnie przeżywa bardzo trudne chwile. Włoski instytut Scenari Immobiliari zajmujący się analizą rynku nieruchomości podaje, że liczba odwiedzin w mediolańskich mieszkaniach przeznaczonych na sprzedaż spadła o ponad połowę (względem analogicznego okresu 2019 r.).

Polski rynek także mogą czekać trudne chwile

Przytoczone wcześniej przykłady stanowią poważne ostrzeżenie dla polskiego rynku nieruchomości. Pokazują one bowiem, że szybki wzrost liczby wirusowych infekcji ma fatalny wpływ na popyt mieszkaniowy. Trudno się temu dziwić, bo warunki zagrożenia epidemiologicznego nie sprzyjają wizytom w mieszkaniach z rynku wtórnego lub biurach sprzedaży deweloperów. Warto również pamiętać o nastroju niepewności związanym ze zmniejszeniem się aktywności gospodarczej. Informacje dotyczące technicznej recesji, która może czekać polską gospodarkę w pierwszej połowie 2020 roku, na pewno nie zachęcają do zakupu mieszkania na kredyt. Wydaje się, że ewentualna obniżka stóp procentowych Narodowego Banku Polskiego niewiele zmieni w tej kwestii.

Deweloperzy ankietowani przez portal RynekPierwotny.pl na razie dość ostrożnie wypowiadają się w kwestii rynkowych perspektyw na najbliższe kwartały. Wynika to z faktu, że wciąż nie wiemy, jaki scenariusz rozwoju epidemii zmaterializuje się w Polsce. Trudno jednak ukryć, że wśród sprzedawców mieszkań (również używanych) oraz nieruchomościowych inwestorów zapanowała uzasadniona nerwowość.

>>> Polecamy: Gdyby nie ograniczenia w obrocie, hektar kosztowałby 20 proc. więcej