Francja podwyższyła płacę minimalną o 2 procent. Teraz będzie wynosić blisko 1400 euro, co nawet we Francji jest niezłą sumką. W maju (ówczesny) prezydent Nicholas Sarkozy zapowiadał, że nad Sekwaną jest za mało miejsc pracy, aby kraj był gotowy przyjąć nowych imigrantów. Wychodzi na to, że nowy socjalistyczny rząd zdecydował się w pokrętny sposób spełnić jego obietnice.

Imigranci przybywający do Francji z krajów arabskich z reguły lądują dość nisko na drabinie społecznej. Nie ma w tym nic niezwykłego ani szczególnie złego, podobnie dzieje się z Polakami rozsianymi po świecie. Zatrudnieni na dole drabiny są znacznie bardziej wrażliwi na niektóre rządowe pomysły niż francuska klasa średnia. Płaca minimalna natychmiast stawia imigranta w złym świetle. Zabiera mu ona jedyną broń, którą może walczyć z Francuzem – bo w zamian za niedoskonałości językowe, brak doświadczenia (i brak znajomości) oferuje on swoją pracę taniej.

Pouczająca jest historia bezrobocia wśród białych i czarnych nastolatków w Stanach Zjednoczonych: stopa bezrobocia jest dwukrotnie wyższa wśród społeczności czarnej niż białej. Ekonomista Walter Williams, sam wywodzący się z podmiejskiego getta, wspomina, że gdy był młody, każdy z jego podwórka mógł dostać pracę. Z czasem sytuacja zaczęła się zmieniać. Wprowadzenie płacy minimalnej zmusiło dyskonty czy McDonald’s do zmiany polityki zatrudnienia (a w każdym razie dało mocny bodziec). Za to, że system edukacji jest z reguły słabszy w biedniejszych dzielnicach, czarni młodzi oberwali przy tym najbardziej.

Nie inaczej będzie to działać we Francji. Nowy prezydent rozumie sygnały rynkowe na opak. Przedsiębiorcy francuscy są jak najbardziej gotowi tworzyć miejsca pracy – z tego żyją. Na ogół nie są rasistami, a już na pewno nie jawnymi rasistami, lecz – dzięki Bogu – chciwcami. Jednak podwyższanie płacy minimalnej nie spowoduje, że będzie więcej pracy dla tych, którzy szukają możliwości zarobienia „na dole”. Dla dobra Francji lepiej nie odrzucać imigrantów, zwłaszcza tych, którzy chcą ciężko pracować, a nie tych szukających zapomogi państwowej. Na razie jednak teoretycznie bardzo prosocjalne państwo woli tych najbiedniejszych trzymać po prostu za granicą.

Reklama