Z 64 do 61 proc. zmalał w ciągu ostatnich trzech dekad udział klasy średniej w społeczeństwach najbardziej rozwiniętych krajów świata. Pod względem osiąganych dochodów coraz trudniej z niej awansować do naprawdę bogatych, coraz łatwiej za to znaleźć się poniżej zdobytego już wcześniej poziomu.

Klasa średnia to wciąż podstawa rozwoju gospodarczego i społecznego każdego kraju. Tworzą ją najbardziej rzutcy obywatele, zdolni do kreowania przedsiębiorczości, przedstawiciele wolnych zawodów, organizatorzy usług i życia społecznego, czy twórcy kultury. Klasa średnia motywuje i zarazem buduje. Z aspiracji bycia jej częścią bierze się chęć zdobywania lepszego wykształcenia i kwalifikacji, lepszej ochrony zdrowia, czy obcowania z kulturą. Zaspokajanie tych oczekiwań jest z kolei jednym z naturalnych źródeł rozwoju klasy średniej.

Klasa średnia klasie średniej jednak nierówna. O przynależności do niej decyduje nie tylko stan kont bankowych, ale także poczucie identyfikowania się, podzielania wartości, które ona zazwyczaj reprezentuje. Bardziej mierzalne są te pierwsze i do takiego, wprawdzie uproszczonego, ale policzalnego obrazu klasy średniej odnosi się opublikowany w połowie kwietnia 2019 r. raport OECD. Aby uniknąć nieporozumień raport nie posługuje się zresztą terminem klasy średniej, a raczej – osiągającymi średnie dochody.

Według definicji OECD „średniacy” to osoby osiągające dochody w przedziale od 75 do 200 proc. mediany dochodów całej krajowej populacji. Grupa ta jest na tyle szeroka (albo zróżnicowanie jej dochodów na tyle niewielkie), że do klasy średniej zalicza się ponad 70 proc. mieszkańców Islandii, Czech i Norwegii. Nieznacznie tylko mniej w Słowacji, Holandii i Danii.

W Polsce udział ten wynosi (dane za 2016 r.) 65,5 proc., więcej niż przeciętnie w krajach należących do OECD (61,5 proc.). Osiągający średnie dochody są węższymi grupami w swoich społeczeństwach m.in. w Niemczech (63,9 proc.), Irlandii (60,4 proc.), Kanadzie (58,4 proc.), czy w Wielkiej Brytanii (58,3 proc.). W USA udział osiągających średnie dochody wyniósł w 2016 r. tylko 51,2 proc. „Średniacy” nie stanowią nawet większości własnych społeczeństw w krajach po części już rozwiniętych, ale nadal zaliczanych do rozwijających się: w Chinach (48,2 proc.), Chile (47,5 proc.), Meksyku (44,9 proc.), Brazylii (44,8 proc.), w Indiach (40,2 proc.). Klasy średniej w największym stopniu pozbawione jest społeczeństwo RPA, gdzie jej udział sięga zaledwie 33,5 proc. liczby mieszkańców kraju.

Reklama

Warto przy tym zauważyć – jest to jakiś przyczynek w rozważaniach na temat znaczenia klasy średniej – że w społeczeństwach, w których największy jest udział klasy średniej, najmniejszy jest na ogół zarazem margines ludzi ubogich. Przykładowo w Holandii wynosi on tylko 6,0 proc., w Danii i w Czechach jeszcze mniej – tylko 5,7 proc. W Polsce – dla porównania – 8,6 proc. W RPA, gdzie klasy średniej jest najmniej, do ubogich zaliczyć trzeba aż blisko jedną czwartą społeczeństwa.

Duże zróżnicowanie poziomu dochodów w poszczególnych krajach powoduje, że osoby uważane za bogate w jednym kraju, w innym kraju z osiąganymi przez siebie dochodami, nie kwalifikowałyby się nawet do „średniaków”. W Indiach granicą bogactwa jest uzyskiwanie dochodu powyżej 4,4 tys. dolarów rocznie (obliczenia na podstawie parytetu siły nabywczej, wartość dolara z 2010 r.). W Chinach to za mało by być zaliczonym do klasy średniej.

Podobnie wyglądają porównania w krajach bliższych nam cywilizacyjnie, chociaż graniczne przedziały są wyższe. Przykładowo na Węgrzech granicą bogactwa jest osiąganie dochodu powyżej 23,2 tys. dolarów rocznie. To mniej niż wynosi dolna granica średnich dochodów w USA (23,4 tys. dolarów rocznie). W Polsce średnie dochody (mediana) mieściły się w granicach od 9,9 do 26,5 tys. dolarów. W Norwegii i w Luksemburgu byłyby to wciąż dochody niskie.

Dla klasy średniej w poszczególnych krajach bardziej frustrujące niż porównania międzynarodowe mogą być zmiany jakie zachodzą w ich własnych dochodach, a także w obserwowanych na co dzień relacjach między bogatymi, średnimi i biednymi. Kurczenie się średniej klasy postępuje już wprawdzie od wielu lat, ale ostatni światowy kryzys finansowy zmiany te przyspieszył.

Ze zmian tych najbardziej niezadowolona może być właśnie klasa średnia. Z przygotowanego przez OECD raportu wynika, że pomiędzy latami 2007 a 2016 mediana realnych dochodów wśród osiągających średnie dochody wzrastała w krajach należących do tej organizacji o zaledwie 0,3 proc. rocznie. To znacznie wolniej niż w poprzedniej dekadzie (od połowy lat 90.), gdy dochody wzrastały realnie w tempie 1,9 proc. rocznie. Szybszy był też wzrost dochodów w jeszcze wcześniejszej dekadzie (od połowy lat 80.), wynosił on wówczas realnie 1,0 proc. rocznie.

Znacznie szybsze było w tym czasie tempo wzrostu najwyższych dochodów, w tym zwłaszcza jeszcze węższej liczebnie grupy (1 proc.) superbogatych. Dla klasy średniej jest ona zawsze jakimś punktem odniesienia. Przykładowo w USA udział owego 1 proc. najbogatszych w łącznych dochodach powiększył się w ciągu ostatnich trzech dekad z 11 do 20 proc. Realny dochód 10-proc. grupy najbogatszych wzrósł w krajach OECD (porównanie to dotyczy 17 krajów) w latach 1985 – 2016 o ponad 60 proc. Mediana dochodów we wszystkich tych krajach podniosła się w tym czasie o ok. 40 proc. Dochody 10 proc. najuboższych wzrosły tylko o ok. 20 proc. Różnice pomiędzy biednymi, „średniakami” i bogatymi powiększyły się.

Równolegle postępował wzrost kosztów życia, i co dla samopoczucia klasy średniej szczególnie istotne, kosztów korzystania z tych usług, które ją wyróżniają na tle uboższych warstw społeczeństwa. Chodzi zwłaszcza o koszty nabycia większych i lepiej położonych mieszkań, lepszej (czytaj prywatnej) edukacji dzieci, ochrony zdrowia (prywatna), ubezpieczeń, miejsc spędzania wakacji, a nawet możliwości robienia zakupów w bardziej eleganckich sklepach.

Przyjmując za 100 poziom cen w 1996 r., do 2017 r. inflacja bazowa w krajach należących do OECD (wskaźnik HICP) wyniosła 80,3 proc. W tym samym czasie koszty ochrony zdrowia wzrosły o 94,3 proc., koszty edukacji poszly w górę o 132,1 proc., a ceny mieszkań o 137,6 proc.

Wzrost kosztów stał się na tyle duży, że dostępne wcześniej dla klasy średniej dobra – pomimo nawet stabilizacji, a nawet niewielkiego wzrostu realnych dochodów, po ostatnim kryzysie stały się już dla niej nieosiągalne, zwłaszcza że zmalała jednocześnie pewność zatrudnienia – a praca jest podstawą dochodów klasy średniej. Nakładają się na to różnice pokoleniowe. Osiągające w ostatnich latach dorosłość, kończące przy tym na ogół lepsze szkoły dzieci, nie są w stanie – en masse – dorównać pod względem materialnym pokoleniom rodziców. W odchodzącej na emeryturę generacji baby-boomersów do klasy średniej należało 70 proc. społeczeństw, w generacji millennialsow – już tylko 60 proc.

Jednocześnie – co wynika z wielu badań – praca wykonywana przez przedstawicieli klasy średniej, w zawodach technicznych i inżynierskich, popularnych usługach, m.in. w handlu, bankowości, będzie w najbliższych latach najbardziej narażona na zastępowanie pracą maszyn i komputerów. Prowadzić to będzie do dalszej dochodowej polaryzacji społeczeństw – będzie coraz mniej, ale za to coraz bardziej bogatych i coraz liczniejsza będzie reszta. Czy będzie ona uboga, czy średnia – zależy od skuteczności polityki gospodarczej i społecznej w poszczególnych krajach.