Warunkiem podstawowym jest zakończenie wojny Ukrainy z Rosją. A nie wiemy, czy potrwa ona jeszcze kilka miesięcy, czy kilka lat. A nawet jeśli strony zasiądą do rozmów, to ewentualny rozejm/pokój może być przez nie odmiennie interpretowany, z czym mieliśmy do czynienia przy okazji choćby porozumień mińskich. Miały one położyć kres trwającej od 2014 r. wojnie na Donbasie, lecz w praktyce umowa była notorycznie łamana przez Kreml. Zakończenie wojny może nie oznaczać wygaszenia konfliktu. A do NATO nie wejdzie państwo, które nie ma uregulowanych kwestii granic.

Jeśli Ukraina będzie już w tym punkcie i wciąż będzie chciała przystąpić do Sojuszu, wówczas muszą się na to zgodzić kraje członkowskie. Wszystkie. – A obecnie część państw Sojuszu nie jest na to gotowa. Nawet w USA nie ma konsensusu politycznego w tej kwestii. Bo to wymaga wypracowania wizji bezpieczeństwa europejskiego po wojnie – tłumaczył na łamach DGP Wojciech Lorenz, analityk ds. bezpieczeństwa w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

Ukraina na szczycie NATO w Bukareszcie w 2008 r. była już bardzo blisko uzyskania Membership Action Plan, dokumentu określającego, co ma zrobić w kwestiach m.in. formalnoprawnych, by móc przystąpić do Sojuszu. Ale wtedy przyznanie jej MAP zablokował np. Frank-Walter Steinmeier, dziś prezydent Republiki Federalnej Niemiec, a wówczas jej minister spraw zagranicznych. Jeśli się spojrzy na to, jak długo ciągnie się obecnie ratyfikacja umowy akcesyjnej Szwecji przez Turcję i Węgry, można zakładać, że w przypadku Kijowa ten proces może zająć długie lata.

Fakt, że nasz sąsiad nie stanie się szybko członkiem NATO, nie oznacza, że sojusznicy przestaną Kijów wspierać i finansowo, i militarnie. W ciągu kilku–kilkunastu miesięcy do Ukrainy zapewne trafią zachodnie samoloty, a już po zakończeniu wojny bardziej prawdopodobne niż szybkie członkostwo będą bilateralne gwarancje poszczególnych państw.

Reklama

Ale doświadczenie Kijowa w tej kwestii jest wyjątkowo gorzkie, bo tego typu gwarancje otrzymał, gdy zrzekał się broni jądrowej na początku lat 90. XX w. I nie uchroniły go one przed rosyjską agresją. Wielką niewiadomą jest wciąż postawa Amerykanów – jeśli przyszłoroczne wybory prezydenckie wygra Donald Trump, wsparcie USA dla Ukrainy może zostać bardzo ograniczone. Więc choć w Wilnie temat ukraiński będzie dominował, to wielu konkretów nie ma się co spodziewać.