Organizatorzy protestu kobiet oskarżyli rząd o chęć "zmiany liberalnego charakteru Izraela i przekształcenia go w bardziej religijny, dyskryminujący, nierówny kraj" za pomocą kontrowersyjnej reformy sądownictwa, co jest to widoczne między innymi w "inicjatywach na rzecz segregacji płciowej i wypierania kobiet z przestrzeni publicznej" - pisze portal dziennika "Haarec".
Incydent w autobusie potępiony przez premiera
W ostatnich tygodniach pojawiło się w Izraelu wiele doniesień o próbach ograniczenia praw kobiet. Na początku sierpnia kierowca autobusu publicznego powiedział grupie nastoletnich dziewcząt, aby usiadły z tyłu i zakryły się, po tym jak weszły do pojazdu w koszulkach i dżinsach. Na nagraniu z tego zdarzenia słychać, jak dziewczyny pytają kierowcę, dlaczego prosi je, by usiadły z tyłu, na co ten odpowiada: "To linia Haredi (ortodoksyjnych Żydów - PAP). Żyjesz w państwie żydowskim i musisz szanować ludzi, którzy tu mieszkają".
Premier Benjamin Netanjahu potępił incydent, a ministerstwo transportu zaleciło zawieszenie w obowiązkach tego kierowcy.
"Haarec" zauważa, że minister ochrony środowiska Idit Silman, z partii Likud premiera Netanjahu, wywiera presję na Urząd ds. Natury i Parków, aby zagwarantować możliwość kąpieli z segregacją płciową w miejscach pod kontrolą urzędu. Pilotażowy program zezwalający na takie kąpiele został zablokowany przez prokurator generalną Gali Baharaw Miarę, która wyjaśniła, że plan ministra może zostać zatwierdzony jedynie w drodze ustawodawczej.
Z Jerozolimy Marcin Mazur