Do organizacji protestu wezwali politycy największej opozycyjnej koalicji "Serbia Przeciwko Przemocy", którzy zdobyli w niedzielę drugie miejsce w wyborach, w których absolutną większość w 250-osobowym parlamencie uzyskała rządząca Serbska Partia Postępowa (SNS).

"Wybory w Belgradzie nie zostały przegrane, ale ukradzione"

Budynek RIK został obrzucany jajkami, pomidorami i papierem toaletowym. Niektórzy demonstranci próbowali obejść ustawiony wokół niego kordon funkcjonariuszy bezpieczeństwa. Protestujący oskarżają prezydenta Serbii Aleksandara Vuczicia o wyborczą kradzież.

Reklama

Wybory w Belgradzie nie zostały przegrane, ale ukradzione - powiedział Radomir Lazović, jeden z liderów "Serbii Przeciwko Przemocy". "Nie odejdziemy stąd, dopóki nie zostaną spełnione nasze apele. Wzywamy obywateli do pozostania tu w spokoju i bez przemocy; czekamy na decyzję o organizacji sprawiedliwych i demokratycznych wyborów" - wezwał Vladimir Obradović z opozycyjnej koalicji.

Liderzy ugrupowania przekazali centralnej komisji wyborczej dowody na fałszerstwa wyborcze i wniosek o ich anulowanie.

Pracownia IPSOS i serbska organizacja śledząca wybory CeSID podały w poniedziałek, że rządząca Serbska Partia Postępowa (SNS) zdobyła w wyborach 128 miejsc w 250-osobowym Zgromadzeniu Narodowym, a największa koalicja opozycyjna - Serbia Przeciwko Przemocy - 65 mandatów. W powyborczą noc prezydent Serbii Aleksandar Vuczić poinformował, że założona przez niego partia wygrała również wybory w Belgradzie.