"Od początku administracji Trumpa polityka polegała na wywieraniu presji na ofiarę, Ukrainę, a nie na agresora, Rosję (...) Nie mogłem już w dobrej wierze realizować polityki administracji i uznałam, że moim obowiązkiem jest ustąpić" - napisała Brink w tekście na łamach "Detroit Free Press".

Była ambasador w Kijowie „Odeszłam, bo Trump naciskał na ofiarę, a nie na agresora"

"Nie mogę stać bezczynnie, gdy kraj jest atakowany, demokracja bombardowana, a dzieci zabijane bezkarnie. Wierzę, że jedynym sposobem na zabezpieczenie interesów USA jest stanie w obronie demokracji i przeciwstawienie się autokratom. Pokój za wszelką cenę nie jest pokojem wcale — to appeasement" - zaznaczyła w tekście była urzędniczka. "A historia uczy nas wielokrotnie, że appeasement nie prowadzi do bezpieczeństwa ani dobrobytu. Prowadzi to do większej ilości wojen i cierpienia" - dodała.

Inwazja Rosji jest "czystym złem"

Oceniła przy tym, że inwazja Rosji jest "czystym złem" i że nigdy nie widziano "tak systematycznej, tak powszechnej i tak przerażającej przemocy w Europie od czasów II wojny światowej".

Brink, zawodowa dyplomatka, która przez dekady pełniła służbę w demokratycznych i republikańskich administracjach zrezygnowała ze stanowiska w kwietniu po trzech latach szefowania placówce w Kijowie. Po objęciu władzy przez Donalda Trumpa Brink była krytykowana przez Ukraińców, w tym prezydenta Zełenskiego, za neutralne wypowiedzi i unikanie potępiania Rosji, m.in. za jej atak rakietowy na Krzywy Róg, w którym zginęło dziewięcioro dzieci.

Dotąd Brink wstrzymywała się z publiczną krytyką nowej administracji. W czasie ogłaszania jej odejścia, Departament Stanu sugerował, że przyczyną były kwestie osobiste, wskazując że pełniła ona funkcję w kraju ogarniętym wojną przez trzy lata.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)