Powołując się na Konstytucję, która formalnie nie zakazuje pokojowych zgromadzeń, grupa działaczy demokratycznych z ugrupowania występującego na Twitterze pod nazwą „Archipelag”, zwróciła się do rządu o pozwolenie na zorganizowanie w dniu 15 listopada „marszu na rzecz zmian”.

Stanowcza odpowiedź władzy brzmiała: „nie dla prób destabilizacji”.

Rząd uzasadniał odmowę twierdzeniem, że inicjatorzy marszu „utrzymują kontakty z pewnymi organizacjami wywrotowymi” i stawiają sobie za cel „zmianę systemu politycznego w kraju”. Wiceprokurator Yaumara Angulo Gonzalez ostrzegła w czwartek działaczy Archipelagu przed łamaniem rządowego zakazu tego rodzaju demonstracji ulicznych.

Lider Archipelagu, Yunior Garcia, opuszczając siedzibę prokuratury oświadczył dziennikarzom: „Nie jesteśmy politycznymi najemnikami, nie otrzymujemy znikąd rozkazów, ale wyrażamy otwarcie nasze opinie odmienne od rządowych”.

Od czasu zwycięstwa rewolucji Fidela Castro w 1959 roku, rząd zakazał publicznych wystąpień i manifestacji opozycyjnych argumentując, że za ich organizatorami stoją Stany Zjednoczone. Pozorna zmiana nastąpiła przed trzema laty - nowa, uchwalona wówczas kubańska konstytucja , zezwala formalnie na „legalne”, pokojowe demonstracje.

Całkowicie odmienna jest praktyka. Zanim doszło do rozmowy działaczy Archipelagu z przedstawicielką hawańskiej prokuratury, władze lokalne w kilku prowincjach Kuby ostrzegły, że wszelkie organizowane przez nich demonstracje uliczne będą traktowane jako „próby destabilizacji kraju”.

Po całkowicie spontanicznych demonstracjach antyrządowych z 11 lipca, stłumionych przemocą przez rząd, który odpowiedział na nie aresztowaniem setek osób. Bardzo wielu z nich jest nadal uwięzionych.

Młodzi kubańscy działacze demokratyczni wciąż próbują powoływać się na konstytucję Kuby.(PAP)