Rywalizacja Zachodu z Rosją będzie długa, wymagająca i na wielu polach, także tym ideologicznym. To główne przesłanie zakończonej w weekend wizyty w Europie Joego Bidena. Jej kulminującym momentem było przemówienie przywódcy USA na dziecińcu Zamku Królewskiego w Warszawie. Miejsce na wystąpienie zapowiadane przez urzędników Białego Domu jako historyczne wybrano nieprzypadkowo, to tu w 1791 r. przyjęto Konstytucję 3 maja.
Zgodnie z oczekiwaniami Biden nad Wisłą skupiał się na symbolice oraz wymiarze ludzkim konfliktu zbrojnego w Ukrainie. Białemu Domowi zależało, by w świat poszedł obraz Ameryki współczującej, opowiadającej się po stronie uciśnionych, zaangażowanej w obronę podstawowych ludzkich wartości oraz demokracji. W trakcie pobytu w Polsce padły deklaracje, że Stany Zjednoczone przyjmą 100 tys. ukraińskich uchodźców (o polityce uchodźczej piszemy też na A15), a także przeznaczą miliard dolarów na pomoc humanitarną.
Przez dyplomatów z największą uwagą śledzone były jednak sprawy wojskowe i polityczne. Przed przylotem Bidena i jego szerokiej delegacji wysokiego szczebla strona polska studziła oczekiwania w tych obszarach. W kuluarach przyznawano, że Amerykanie zamierzają skupić się głównie na zapewnieniach o jedności, gwarancjach bezpieczeństwa oraz deklaracjach o przywiązaniu do artykułu 5 traktatu północnoatlantyckiego, który głosi, że atak na jednego sojusznika z NATO jest atakiem na wszystkich. Tym samym nieco na dalszy plan zeszły głośne sprawy ewentualnego przekazania polskich MiG-29 Ukrainie czy polskiej propozycji utworzenia w Ukrainie pokojowej misji Sojuszu Północnoatlantyckiego. Godne odnotowania jest, że prezydent Andrzej Duda poprosił Bidena o przyspieszenie dostaw zamówionego przez Polskę sprzętu wojskowego. Pierwsze zestawy systemu antyrakietowego Patriot, zestawy artylerii rakietowej HIMARS, myśliwce F-35 oraz czołgi Abrams mają trafić do naszego kraju jeszcze w tym roku.
Biały Dom po raz kolejny wyraźnie wyznaczył granice - zobowiązania USA wobec krajów NATO są żelazne.
Reklama