Proszący o anonimowość urzędnicy państwowi zdradzili tajniki politycznej kuchni. Okazuje się, że wojsko ma gotowe plany odpowiedzi na ataki wspieranych przez Iran rebeliantów Huti, którzy atakują handlową flotę na Morzu Czerwonym. Dowód przygotowań amerykańskiej armii mieliśmy zresztą dziś, kiedy skutecznie strąciła kilkanaście jemeńskich dronów i pocisków przeciwokrętowych.

Dyplomatyczne działania niewiele dały

Tymczasem urzędnicy wywiadu opracowują sposoby na przewidywanie i odpieranie możliwych ataków na USA ze strony sił wspieranych przez Iran w Iraku i Syrii. Pracują również nad ustaleniem, gdzie i kiedy rebelianci Huti mogą uderzyć po raz kolejny.

Reklama

USA od miesięcy w tajemnicy naciskały Teheran, by przekonał swoich sojuszników do ograniczenia ataków. Ale urzędnicy twierdzą, że nie widzieli żadnych oznak, by grupy rebeliantów miały ograniczać swoje działania. Zdaniem anonimowych źródeł, w nadchodzących dniach przemoc na Bliskim Wschodzie tylko się nasili.

W tle wybory prezydenckie w USA

Ta eskalacja zdecydowanie nie jest na rękę urzędującemu prezydentowi, bo może skutkować silniejszym uwikłaniem USA na Bliskim Wschodzie, i to właśnie teraz, gdy rozpoczyna się gorący sezon wyborczy. Joe Biden miał nadzieję, że jego kampania będzie mogła skupić się na kwestiach krajowych.

Potencjał szerszego konfliktu rośnie, twierdzą urzędnicy, po serii konfrontacji w Iraku, Libanie i Iranie w ostatnich dniach. Przekonały one niektórych w administracji, że wojna w Gazie tak naprawdę rozszerzyła się już daleko poza granice Strefy Gazy. Takiego scenariusza USA starały się przez długie miesiące unikać. Rozwój sytuacji jest niebezpieczny nie tylko dla regionalnego bezpieczeństwa, ale także dla szans Bidena na reelekcję. Pamiętajmy, że zajmował on swój urząd z obietnicami zakończenia wojen, jak na razie zrealizowanymi chaotycznym wycofaniem z Afganistanu po 20 lat walki. Tymczasem Biden kończy swoją pierwszą kadencję jako główny rozgrywający Zachodu w wojnie Ukrainy z Rosją oraz kluczowy wspierający odwet Izraela przeciwko Hamasowi.

Nawet bez udziału amerykańskich żołnierzy w żadnym z tych konfliktów, wyborcy mogą potraktować 2024 rok jako swoją szansę na wyrażenie opinii na kluczowe pytanie dotyczące tej kampanii: jak bardzo zaangażowane powinny być Stany Zjednoczone w zagraniczne wojny?

Biden zobowiązał się do wsparcia Ukrainy "tak długo, jak będzie to konieczne", jednocześnie stanowczo popierając Izrael. Były prezydent Donald Trump, najprawdopodobniej największy republikański rywal Bidena, chwalił się, że mógłby zakończyć inwazję Rosji w ciągu zaledwie kilku godzin i argumentował, że USA powinny zachować dystans wobec konfliktu Izraela z Hamasem.

Amerykanie nie chcą wojen

Sondaż przeprowadzony przez Uniwersytet Quinnipiac jeszcze w listopadzie pokazał, że 84 proc. Amerykanów jest bardzo lub dość zaniepokojonych tym, że USA zostaną wciągnięte w konflikt na Bliskim Wschodzie. Z każdym kolejnym miesiącem coraz więcej mieszkańców USA obawia się, że pomoc materialna oferowana przez administrację Bidena Ukrainie powoli zmienia się w rozrzutność. Osoba bliska kampanii Bidena, która poprosiła o anonimowość, zauważa, że urzędujący prezydent zawsze będzie miał do czynienia z wydarzeniami polityki zagranicznej. George W. Bush zmagał się z wojną w Iraku walcząc jednocześnie o reelekcję. W identycznej sytuacji Barack Obama nadzorował koniec Arabskiej Wiosny.

Administracja Bidena stoi zatem przed wyzwaniem równoważenia działań na scenie międzynarodowej z kwestiami krajowymi, które dla amerykańskich wyborców mają pierwszeństwo, takimi jak gospodarka, przyszłość demokracji i prawa aborcyjne. Eskalacja konfliktu i rosnące napięcia w regionie Bliskiego Wschodu będą w jednak nadchodzących miesiącach wymagać od prezydenta Bidena podjęcia trudnych decyzji w zakresie polityki zagraniczne .

- Chociaż USA starały się za wszelką cenę uniknąć sytuacji, w której wojna w Gazie przekształci się w regionalną, ostatecznie ta decyzja nie zależy całkowicie od nas - powiedział Mick Mulroy, były żołnierz piechoty morskiej, oficer CIA i urzędnik Pentagonu za czasów Trumpa.