Dziennik przypomina, że w wyniku wcześniejszej ewakuacji przez Izrael mieszkańców z rejonów graniczących z Libanem, Hezbollah zyskał "przewagę strategiczną" - wytworzyła się na pograniczu swego rodzaju strefa buforowa. Teraz celem Izraela jest "odwrócenie sytuacji" i zmuszenie Hezbollahu, by wycofał swe siły za rzekę Litani. To dałoby Izraelowi również strefę buforową, która pozwoliłaby na reakcję, gdyby Hezbollah, wzorem palestyńskiego Hamasu, chciał dokonać ataku przez granicę. Jednak ów "cel Izraela na libańskiej szachownicy", choć brzmi prosto, "jest bardzo trudny do osiągnięcia" - podkreśla "Le Figaro".
Naloty izraelskie są próbą "zdekapitowania" Hezbollahu, przy czym "próżną ambicją" byłoby jego całkowite unicestwienie; chodzi o "odsunięcie taktyczne", przynajmniej tymczasowe. "Szanse, by to osiągnąć są nikłe" - podkreśla "Le Figaro". "Na tym etapie jedynie mocna interwencja dyplomatyczna mołaby zapobiec reakcji łańcuchowej w kierunku wojny totalnej. Niestety - Ameryka zajęta kampanią (przed wyborami prezydenckimi - PAP) jest zbyt zajęta samą sobą" - ocenia francuski dziennik.
Izrael od poniedziałku rozpoczął naloty na cele Hezbollahu w Libanie, jest to największa taka operacja w historii izraelskiego lotnictwa. Narastają obawy przed przekształceniem się obecnej sytuacji w szerszy regionalny konflikt.
Z Paryża Anna Wróbel (PAP)