W błyskawicznym tempie zmienia się sytuacja w syryjskim porcie Tartus, gdzie od lat 70. XX wieku znajdowała się rosyjska baza wojskowa. Teraz Rosjanie dostali jasne ultimatum.
Rosjanie mają się wynieść. Ważna umowa poszła do kosza
Uderzenie w Rosjan w ich wysuniętej bliskowschodniej placówce nadeszło we wtorkowe popołudnie, kiedy to głos zabrał dyrektor wydziału centralnego prowincji Tartus, Riad Judi. W rozmowie z syryjską gazetą „Al Watan” zapewnił on, że syryjska współpraca z Rosjanami w tej części świata już się skończyła. A za słowami tymi od razu poszło zerwanie umowy syryjsko-rosyjskiej na zarządzanie tym strategicznie położonym portem.
- Umowa inwestycyjna w porcie Tartus podpisana z rosyjską firmą została anulowana. Całość dochodów z działalności portu zostanie wykorzystana w interesie państwa syryjskiego. Pracownicy portu powrócą do renowacji zużytego sprzętu przez spółkę, bez jego modernizacji, co zakładano w warunkach umowy – powiedział dziennikarzom Judy.
A jeszcze niedawno wydawało się, że Rosja na stałe postawiła stopę w syryjskim porcie, podpisując w 2019 r. umowę na pełne zarządzanie syryjskim portem. Obowiązywać miała ona przez 49 lat, a za zarząd odpowiadać miała rosyjska firma Stroytransgaz. Teraz jednak, jak informują syryjskie media, nowa władza uznała, że nie jest to dla niej dobry interes i sama chce czerpać zyski z morskiego handlu.
Rosyjski statek dostał pozwolenie
A aby zachęcić inne państwa do zwiększenia obrotów z Syrią, władze już o 60 proc. obniżyły cła na niektóre kategorie towarów, gdyż jak informuje „Al Watan”, pod rosyjskim zarządem „port morski praktycznie nie działa ze względu na wysokie opłaty i koszty usług logistycznych”. Wraz z decyzją o wyproszeniu rosyjskiego biznesu z portu w Tartusie, Syryjczycy postanowili zrobić jednak pewien ukłon w stronę swych byłych przyjaciół. Wydali bowiem zgodę na wpłynięcie do portu rosyjskiego statku Sparta II, który zająć miał się ewakuacją sprzętu wojskowego. Jednostka ta od ponad tygodnia bezradnie krążyła po morzu wokół Tartusu.
Syryjska decyzja oznacza poważne ograniczenie rosyjskiej obecności wojskowej na Bliskim wschodzie, co nie oznacza jednak, że z kraju tego znikną wszystkie bazy. Jak informuje kremlowska agencja TACC, Rosja prowadzi obecnie z Syrią negocjacje w sprawie utrzymania swych baz, albo chociaż ich części. Szansę na to widzi również orientalista, Rusłan Sulejmanow, który w rozmowie z kanałem Wiedomosti przyznał jednak, że nie będzie to już tak pełna obecność wojskowa, jak za czasów Baszara al-Assada.
„Obecność ta będzie miała raczej znaczenie symboliczne. Przedstawiciele HTS (Hayat Tahrir al-Sham, organizacji uznanej za terrorystyczną i zakazanej w Federacji Rosyjskiej) nigdy nie sprzeciwiali się obecności Rosji w Syrii – twierdzi ekspert.