- Krater w estońskim polu
- Oskarżenia Rosjan
- Ust-Ługa w centrum uwagi
- NATO wciągnięte w grę?
- Co dalej zrobi Moskwa?
Krater w estońskim polu
Do zdarzenia doszło w niedzielę 24 sierpnia, gdy ukraińska armia przeprowadzała zmasowany atak dronów na rosyjski port Ust-Ługa w obwodzie leningradzkim. 26 sierpnia estońskie służby poinformowały o odnalezieniu wraku bojowego drona z ładunkiem wybuchowym w gminie Elva, w pobliżu Tartu, to 70 km od granicy z Rosją.
„Na miejscu odkryto kratery i odłamki. Na szczęście nikt nie został ranny, ale skala zniszczeń pokazuje, że gdyby maszyna spadła na zabudowania, mielibyśmy do czynienia z tragedią” – przekazał szef estońskiej policji bezpieczeństwa Margus Palloson.
Estoński minister obrony Hanno Pevkur od razu odrzucił hipotezę, że mógł być to rosyjski dron. „To maszyna ukraińska, a kurs zmieniła przez zakłócenia rosyjskich systemów walki radiowoelektronicznej. Nie mamy żadnych wątpliwości” – powiedział.
Oskarżenia Rosjan
Rosyjscy komentatorzy wojskowi i politycy uznali, że incydent potwierdza od dawna wysuwaną przez nich tezę: Ukraina korzysta z przestrzeni powietrznej państw bałtyckich, a być może nawet z ich terytorium, by uderzać w cele w Rosji.
„Jeśli drony spadają w Estonii, to znaczy, że przelatują przez Estonię. A jeśli przelatują, Tallin musi o tym wiedzieć” – twierdzą rosyjscy eksperci. Drony na okolicę rosyjskiego Sankt Petersburga miałyby być wystrzeliwane z statków towarowych z Bałtyku lub wręcz z samych krajów nadbałtyckich. Pojawiły się też oskarżenia, że współpracę z ukraińskimi operatorami dronów prowadzą zachodnie służby specjalne, a Estonia świadomie „przymyka oko” na ich działania.
Ust-Ługa w centrum uwagi
W tle całej historii znajduje się port Ust-Ługa – kluczowe dla Rosji centrum przeładunku surowców energetycznych. Ukraińskie drony atakowały go już kilkukrotnie, próbując sparaliżować eksport rosyjskich paliw. Jeśli rzeczywiście do ataku wykorzystano estońską przestrzeń powietrzną, sprawa nabiera zupełnie innego wymiaru: Rosja mogłaby uznać to za współudział NATO w agresji przeciwko Federacji.
Eksperci ostrzegają, że taki scenariusz oznaczałby „przekroczenie czerwonej linii”. Otwarta konfrontacja militarna z krajem Sojuszu to jednak ryzyko globalnej eskalacji, a nawet – w najczarniejszym scenariuszu – konfliktu nuklearnego.
NATO wciągnięte w grę?
Oliwy do ognia dolewa fakt, że zaledwie trzy miesiące temu w Estonii odbywały się wielkie ćwiczenia wojskowe „Exercise Hedgehog 2025”, w których brali udział także ukraińscy operatorzy dronów. W opinii Moskwy to jasny dowód, że państwa bałtyckie nie tylko wiedzą o działalności ukraińskich jednostek, ale też aktywnie je szkolą i wspierają.
W praktyce może to oznaczać, że Tallin nie tyle przypadkowo znalazł się w roli „ofiary zakłóceń GPS”, ile raczej pełni funkcję kluczowego ogniwa w dronowej wojnie z Rosją.
Co dalej zrobi Moskwa?
Rosja na razie powstrzymuje się od oficjalnych oskarżeń, ale w rosyjskich mediach pojawiają się już scenariusze „odpowiedzi”. Wymienia się m.in.:
- dyplomatyczne uderzenie – publikację dowodów, że ukraińskie drony korzystają z estońskiego wsparcia;
- militarne środki pośrednie – zakłócanie sygnału GPS nad Estonią, cyberataki czy uderzenia na ukraińskie obiekty, w których przebywają Estończycy;
- presję gospodarczą – np. blokowanie eksportu estońskich produktów na rynki trzecie.
Bez względu na formę, Rosja będzie chciała dać sygnał, że nie toleruje „przerzucania wojny” na swoje granice z NATO.
„To nie przypadek”
Fakt, że dron spadł właśnie w momencie, gdy Ukraina atakowała Ust-Ługę, każe wielu obserwatorom patrzeć na sytuację szerzej. Jeśli podobne incydenty się powtórzą, trudno będzie przekonać kogokolwiek, że to zwykły zbieg okoliczności. Albo rosyjskie systemy walki radiowoelektronicznej są tak doskonałe że kierują Ukraińskimi dronami, albo UKraina za zgodą lub bez zgody kraju NATO korzysta z jego przestrzeni powietrznej do atakowania Rosji. Wiemy, że Ukraina kierowała już w przeszłości swoje drony poprzez Białoruś na Rosję.
Estońska opinia publiczna na razie reaguje spokojnie, ale w Internecie roi się od pytań: czy Tallin naprawdę chce ryzykować, stając się celem rosyjskich działań odwetowych? I czy mieszkańcy powinni się przygotować na to, że kolejne takie drony będą spadać już nie na pola, a na osiedla i domy?
Mały incydent, wielkie konsekwencje
Z pozoru to „tylko” rozbity dron i krater w polu. W praktyce jednak, bardzo poważny sygnał, że wojna Ukrainy z Rosją coraz mocniej przenosi się na terytorium NATO. A to oznacza, że każdy kolejny incydent może uruchomić lawinę politycznych i militarnych konsekwencji, których skutków nie da się przewidzieć.