Coraz więcej światowych firm uwikłanych jest w spór pomiędzy komunistycznym rządem ChRL, a domagającymi się demokracji mieszkańcami Hongkongu. Problem dotknął już m.in. markę telefonów Apple, twórcę gier Blizzard Entertainment i ligę koszykówki NBA.

Trwające od czerwca protesty pogrążyły Hongkong w największym kryzysie politycznym od jego przyłączenia do ChRL w 1997 roku. Reakcje chińskich firm i władz na komentarze w sprawie tych protestów rodzą obawy o wolność wypowiedzi nie tylko w Chinach, ale i na całym świecie.

Apple wycofał w środę z bazy aplikacji program HKMap Live, który według władz Hongkongu ułatwiał demonstrantom informowanie się wzajemnie o ruchach policji i urządzanie „zasadzek na policjantów”. Dzień wcześniej główny organ prasowy Komunistycznej Partii Chin, dziennik „Renmin Ribao”, oskarżył amerykański koncern o jawne wspieranie zamieszek.

Według twórców i zwolenników usuniętej aplikacji dostęp do bieżących danych na temat protestów pozwalał mieszkańcom unikać starć ulicznych i stosowanego przez policję gazu łzawiącego. „Wyraźnie widać, że była to decyzja polityczna, by zdławić wolność i prawa człowieka” w Hongkongu – napisano na koncie HKMap Live na Twitterze.

Apple nie jest pierwszą zagraniczną instytucją, oskarżaną o uleganie presji Pekinu i poddawanie się jego cenzurze. Twórcy HKMap Live wyrazili rozczarowanie zarówno z powodu decyzji tego koncernu, jak i innych amerykańskich korporacji, w tym NBA, Blizzard Entertainment czy nowojorskiego sprzedawcy biżuterii Tiffany & Co., którym zarzucili „działanie przeciwko wolności”.

Reklama

Problemy NBA w Chinach zaczęły się w ubiegłym tygodniu, gdy menedżer zespołu Houston Rockets Daryl Morey opublikował na Twitterze krótki wpis wyrażający poparcie dla prodemokratycznych protestów w Hongkongu. Morey przeprosił później za swój wpis, a rzecznik NBA Mike Bass wyraził z jego powodu ubolewanie. W chińskich mediach społecznościowych NBA napisała, że jest „ekstremalnie rozczarowana” „nieodpowiednim komentarzem” menedżera Rockets.

Nie przekonało to jednak rozgniewanych chińskich mediów państwowych i partnerów biznesowych klubów NBA. Chińska telewizja CCTV oceniła, że podważanie suwerenności innych krajów „nie mieści się w zakresie wolności wypowiedzi” i zrezygnowała z transmisji zaplanowanych na ten tydzień meczów pokazowych NBA w Chinach, a także wszystkich meczów Rockets.

Chiński producent smartfonów Vivo, jeden z głównych sponsorów tych meczów, ogłosił we wtorek, że zawiesza wszystkie kontakty biznesowe z NBA. Wytwórca sprzętu sportowego Anta poinformował, że wstrzymuje negocjacje na temat odnowienia kontraktów z amerykańską ligą. Ze sklepów internetowych i stacjonarnych w Chinach znikają produkty z emblematami Rockets i NBA.

„Jeśli Rockets chcą utrzymać chiński rynek, zespół ten musi unikać obrażania chińskiej publiki” - napisał na Twitterze redaktor naczelny propagandowego chińskiego tabloidu „Global Times” Hu Xijin.

Tymczasem amerykańska wytwórnia gier wideo Blizzard Entertainment wywołała falę krytyki, karząc pochodzącego z Hongkongu gracza za to, że w czasie turnieju wyraził poparcie dla protestów w swoim mieście. Firma zakazała mu występów na rok i odebrała wygrane już przez niego pieniądze - podały amerykańskie media.

„Zdajcie sobie sprawę, co tutaj się dzieje (...) Chiny wykorzystują dostęp do rynku, by miażdżyć wolność słowa na świecie” - ocenił sprawę Blizzard republikański senator Marco Rubio.

Tiffany & Co. usunęła niedawno wpis na Twitterze ze zdjęciem chińskiej modelki Sun Feifei, prezentującej pierścionek i zakrywającej przy tym dłonią jedno oko. Wpis usunięto, ponieważ chińscy konsumenci uznali to za aluzję do gestu używanego przez demonstrantów w Hongkongu, protestujących przeciwko brutalności policji. Firma wyjaśniła, że zdjęcie zrobiono w maju, zanim rozpoczęły się protesty.

>>> Czytaj też: Szefowa władz Hongkongu nie wyklucza poproszenia o pomoc chińskiego wojska