Wyobraźmy sobie następujący, czarny scenariusz: Chiny podejmują się inwazji na Tajwan. Żeby zmiękczyć obronę wyspy, Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza przeprowadza serię ataków rakietowych i bombowych na strategiczne cele na wyspie, w których obrywają przemysłowe części miast Xinzhu i Tajnan.
Tak się składa, że w tych dwóch ośrodkach mieści się większość mocy wytwórczych układów półprzewodnikowych, zwanych krócej czipami. W ciągu kilku godzin świat traci ich najważniejsze źródło, bez czego niemożliwa jest produkcja komputerów, telefonów komórkowych, telewizorów, a nawet – jak boleśnie przekonaliśmy się ostatnio – samochodów (i wielu innych urządzeń).
Tajwan to potęga, jeśli idzie o produkcję czipów. Według firmy badawczej TrendForce wyspa trzyma w garści 63 proc. globalnego rynku zleconej produkcji układów półprzewodnikowych (większość firm zajmujących się elektroniką – np. Apple – projektuje, ale nie wytwarza czipów). Kiedy mówimy „Tajwan-czipy”, tak naprawdę mamy na myśli jedną firmę – TSMC – która w pojedynkę odpowiada za 54 proc. takiej produkcji (z dużych podmiotów na Tajwanie działa jeszcze UMC, z 7-procentowym udziałem w rynku).
Jeśli spojrzeć na najbardziej zaawansowane czipy, to przewaga TSMC staje się jeszcze bardziej widoczna (84 proc. udział w tym rynku). Potentat ma na Tajwanie kilka zakładów produkcyjnych; mieszczą się we wspomnianych miastach Xinzhu i Tajnan. Ich zniszczenie oznaczałoby, że spora część globalnej gospodarki po prostu stanęłaby w miejscu.
Reklama