O rozszerzeniu stosowania przepisów o nadużyciach w łańcuchach dostaw na surowce i podzespoły dla sektora motoryzacyjnego, w tym tych będących podstawą silników elektrycznych, poinformowała w zeszłym tygodniu Agencja Reutera. Chodzi o wytyczne amerykańskich służb celnych w sprawie dotyczącej realizacji wymogów tzw. ustawy o przeciwdziałaniu pracy przymusowej Ujgurów. Firmy sprowadzające z Państwa Środka m.in. lit, stal, aluminium czy gotowe komponenty – od opon po baterie litowo-jonowe – będą musiały udowodnić, że żaden etap produkcji nie był realizowany z naruszeniem fundamentalnych praw człowieka i standardów pracowniczych. Do tej pory zwiększony nadzór dotyczył przede wszystkim sektora fotowoltaiki (w ujgurskim Sinciangu produkowana jest m.in., według Amerykanów, ponad połowa krzemu polikrystalicznego wykorzystywanego w panelach słonecznych), a także produktów z bawełny czy pomidorów, w przypadku których restrykcje w związku z szerokim wykorzystaniem pracy niewolniczej wprowadziła jeszcze administracja Donalda Trumpa.

USA nie są jedynym krajem, który stara się wykluczyć chińskie obozy pracy przymusowej ze swoich łańcuchów dostaw. Podobną legislację mają m.in. Francja, Włochy czy Kanada. Od stycznia przepisy o wzmocnionym due dilligence obowiązują w Niemczech. W rezultacie kilka koncernów, na czele z Volkswagenem, BMW i Mercedesem, będzie musiało tłumaczyć się ze swoich powiązań z pracą przymusową w Sinciangu. Skargę w tej sprawie złożyła w czerwcu do niemieckiego regulatora jedna z organizacji pozarządowych. Trwają również prace nad podobnymi regulacjami na szczeblu UE, które mają narzucić firmom „podwyższoną czujność” nie tylko w zakresie pracy niewolniczej, lecz także nielegalnych wycinek lasów czy surowców z regionów ogarniętych konfliktem. W czerwcu stanowisko negocjacyjne w sprawie dyrektywy przyjęły państwa członkowskie, a w czerwcu zrobił to europarlament.

Choć deklaratywny cel regulacji jest przede wszystkim humanitarny, wpisuje się on także w wysiłki USA dotyczące ograniczenia dominacji Chin w zielonych technologiach i innych strategicznych sektorach gospodarki. Według szacunków Międzynarodowej Agencji Energii (MAE) Państwo Środka kontroluje 96 proc. światowych zdolności w zakresie produkcji płytek krzemowych, 85 proc. w zakresie ogniw fotowoltaicznych i 75 proc. w zakresie modułów dla paneli. Chińczycy kontrolują też większość kluczowych ogniw przemysłu elektromobilności. Posiadają 75 proc. światowych mocy wytwórczych baterii litowo-jonowych, a w przypadku anod chiński udział w rynku przekracza 90 proc. Państwo Środka i kontrolowane przezeń przedsiębiorstwa zmonopolizowały też znaczną część wydobycia i przetwórstwa kluczowych dla technologii bateryjnych surowców: litu, kobaltu, grafitu czy metali ziem rzadkich.

Cały artykuł przeczytasz w dzisiejszym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.

Reklama