Gdy kilka dni temu nad Niemcami pojawiła się potężna chmura smogu, ci od razu zaczęli się rozglądać, kto może ponosić winę za tak straszne pogorszenie jakości powietrza. I nie musieli długo szukać, aby od razu wskazać na Polskę. W czwartek znów ponieśli alarm.
Niemcy żądają od Polski zamknięcia elektrowni
Grzmieć zaczęli po spojrzeniu na mapy meteorologiczne, gdy dostrzegli, że kolejna chmura smogu pojawić miała się na południu Polski. I oczywiście zmierzać ma w stronę Niemiec.
„Widać już kolejną chmurę przesuwającą się na zachód od Krakowa. Czeskie miasto Ołomuniec nie jest już czerwone – jest ciemnoczerwone. Tak jak zrobiły się prawie całe Niemcy 10 lutego” – zaalarmował w czwartek po południu niemiecki Bild.
Zwracając uwagę na fakt, iż rzekomo całe złe powietrze pochodzić ma z Polski, głos postanowili zabrać niemieccy politycy, którym bardzo nie spodobało się to, co dzieje się w naszym kraju. Minister środowiska Dolnej Saksonii, Christian Meyer, nad którego land dotrzeć miało 25 proc. wszystkich polskich zanieczyszczeń, oskarżył polski rząd o niewdrażanie dyrektywy UE.
„Elektrownie węglowe są najbardziej brudną formą produkcji energii. Podczas gdy w Niemczech każdy właściciel domu musi wyposażyć swój komin w filtry, w przeciwnym razie komin zostanie zamknięty, w Polsce kominy nadal dymią bez przeszkód” – przytacza słowa niemieckiego polityka Bild.
Wezwał on nasz kraj do jak najszybszego wdrożenia unijnych przepisów, a w podobnych słowach wypowiedział się Jens Kerstan, polityk z Hamburga, którego mieszkańcom smog również ostatnio mocno dał się we znaki. On chciałby znów, aby Polska poszła śladem Niemiec.
„Wszyscy powinni pójść za naszym przykładem, czy to na szczeblu federalnym, czy ponad granicami państwowymi, ponieważ pogoda i klimat po prostu nie zatrzymują się na granicach państwowych” – powiedział Kerstan.
Krzyczą na Polskę, a sami palą węglem
Podobnych połajanek ze strony niemieckich polityków gazeta wylicza więcej, a wszystkim im marzy się, aby Polska jak najszybciej zrezygnowała z elektrowni węglowych, choć również nie podoba im się plan zastąpienia ich energia jądrową. I w tym całym zalewie połajanek umyka im jeden drobiazg, a mianowicie to, co wydarzyło się w Niemczech w styczniu tego roku. Gdy nagle pogoda się popsuła, przestało wiać, a Słońce schowało się za gęstymi chmurami, Niemcy sami musieli przeprosić się z energią elektryczną, produkowaną z węgla.
„W celu zapewnienia bezpieczeństwa dostaw uruchomiliśmy wszystkie dostępne jednostki węglowe. Uruchomienie wszystkich dostępnych mocy węglowych było konieczne dla utrzymania stabilności sieci energetycznej ” – podała na początku stycznia niemiecka spółka energetyczna Lausitz Energie Mining AG.
O tym, że wygaszone wcześniej niemieckie elektrownie węglowe znów zaczęły dymić, rozpisywała się również miejscowa prasa. Zwracała także uwagę, że decyzje poszczególnych spółek energetycznych stoją w sprzeczności z deklarowaną przez niemieckich polityków wrażliwością na klimat