Dlatego, zdaniem analityka, „problemem dla Kremla jest dyskredytacja systemu władzy poprzez demaskowanie nadużyć, a nie notowania Nawalnego”. Jak twierdzi, podobna sytuacja zdarzyła się w historii Rosji tylko dwa razy. Były to czasy Grigorija Rasputina, kiedy doszło do utraty autorytetu władzy carskiej, bo ludzie uwierzyli, że Mikołaj II idzie na pasku żony, która uległa urokowi szalonego chłopa-jasnowidza. A drugi przypadek to czasy Leonida Breżniewa, kiedy cały kraj śmiał się z nieudolnego i ciapowatego sekretarza generalnego. „Dzisiaj to Nawalny podkopuje swoją działalnością autorytet władzy” – podkreśla Makarkin.

Jak wskazuje, opozycjonista nie mieści się w tradycyjnych kategoriach rosyjskiej polityki. „Nawalny wszedł do polityki przez internet” – przekonuje analityk i dodaje, że polityk ten zdobył popularność dzięki technologiom i publikacji głośnych śledztw na temat korupcji w rosyjskich władzach.

„Nikt inny po stronie opozycji nie ma takiej możliwości skupienia uwagi, nie potrafi tak działać w przestrzeni informacyjnej. Nikt inny nie jest w stanie zebrać masowego mitingu” – ocenia ekspert.

Opublikowany przez ekipę Nawalnego film o rzekomym „pałacu Putina” na południu Rosji, zbudowanym „za łapówki” i wartym 100 mld rubli, w ciągu dwóch dni obejrzała rekordowa liczba 50 mln ludzi. W chwili publikacji opozycjonista już od dwóch dni siedział w areszcie, jednak jego nazwisko nie przestawało elektryzować opinii publicznej w Rosji i poza nią.

Reklama

W minioną niedzielę, na lotnisko Wnukowo, dokąd Nawalny miał przylecieć z Berlina, przybyło, według różnych szacunków, od tysiąca do dwóch tysięcy jego zwolenników.

„To mniej niż się spodziewano, ale więcej niż mógłby zebrać którykolwiek z oponentów władzy. Prawdopodobnie, gdyby w podobnej sytuacji znalazł się ktoś z tradycyjnych przedstawicieli opozycji, na lotnisko przyjechałoby kilkadziesiąt osób” – ocenia rozmówca PAP.

Tuż po przylocie do Rosji (i przekierowaniu samolotu na lotnisko Szeremietiewo) Nawalny został zatrzymany, a potem skazany na 30 dni aresztu.

W sobotę mają się odbyć demonstracje w jego obronie, które również będą probierzem poparcia dla niego i jego politycznego potencjału. Eksperci zwracają jednak uwagę, że ze względu na groźbę zatrzymania i represji, a także – epidemię koronawirusa i chłody, uczestników może być mniej.

Jak w takim razie zmierzyć polityczną wagę Nawalnego? Według sondażu Centrum Lewady z września ub. roku 20 proc. badanych powiedziało, że aprobuje jego działalność. To jednak, jak podkreśla Makarkin, nie jest równoważne z poparciem politycznym.

„Jego rating wyborczy plasuje się na poziomie 2-3 proc.” – mówi ekspert. Do tych danych też jednak należy podchodzić ostrożnie. W 2013 r. w wyborach mera (burmistrza) Moskwy Nawalny zajął drugie miejsce, zdobywając 27,24 proc. i to w sytuacji, gdy na zwycięzcę - Siergieja Sobianina, pracowała cała państwowa machina propagandy. Do wyborów prezydenckich w 2018 r. Nawalnego już nie dopuszczono.

„Sondażowa akceptacja działań Nawalnego na poziomie 20 proc. to bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że nie ma go w państwowej telewizji, a na dodatek toczy się przeciwko niemu kampania informacyjna” – mówi Makarkin.

W mediach państwowych Nawalny jest przedstawiany jako agent zagranicy, Zachodu, wrogich sił i element spisku przeciwko Rosji. „To jest jedna z przyczyn jego wysokich +antynotowań+” – mówi ekspert. We wrześniowym badaniu aż 50 proc. respondentów wyraziło dezaprobatę dla działań Nawalnego.

„Rozpoznawalność i stosunkowo duża popularność oraz poparcie dla jego działań na rzecz demaskowania korupcji i przekrętów, nie przechodzi automatycznie w poparcie polityczne” – tłumaczy Makarkin. Jak wyjaśnia, dzieje się tak dlatego, że Nawalny w szerokim odbiorze społecznym „nie jest postacią jednoznaczną, czarno-białą”.

„Często można spotkać się z opinią, że, owszem, +mówi prawdę o kłamstwach władzy, ale sam też nie jest święty+. Opowieści o agencie Zachodu przynoszą efekty. Wielu ludzi nie wierzy w czystość jego intencji, chociaż zgadza się z nim” – wskazuje Makarkin.

Nawalnego nie zaakceptowała w pełni tradycyjna opozycja. „Z jednej strony krążą plotki, że może być powiązany z kimś na Kremlu. Z drugiej, opozycja liberalna ma do niego pretensje o zagrywanie z nacjonalistami” – wyjaśnia ekspert.

„Początkowo Nawalny próbował +rozszerzać elektorat+ przez hasła nacjonalistyczne. Z tego nic nie wyszło, bo był +nie dość nacjonalistyczny+ dla nacjonalistów, a zbyt radykalny dla liberałów” – wyjaśnia Makarin. Dodaje, że politycznie środowiska te dzieli głęboka przepaść jeszcze od lat 80. ubiegłego wieku.

Ukraińcy pamiętają Nawalnemu jego wypowiedzi na temat Krymu, a zwłaszcza nieudaną, jak sam przyznaje, metaforę, że „Krym to nie jest kanapka z kiełbasą, żeby go oddawać z rąk do rąk”. Radio Swoboda w niedawnym artykule przytoczyło szereg wypowiedzi polityka na temat anektowanego przez Rosję półwyspu. Wprawdzie jednoznacznie nie uznał on Krymu za część Rosji i przyznał, że doszło do złamania prawa. Jednak mówił również, że „sprawy Krymu nie rozwiąże ani prezydent Putin, ani prezydent Nawalny”.

„Prawda jest taka, że Krymu nie odda Ukrainie żaden rosyjski polityk, nawet liberał” – podsumował Makarkin.