W swojej najnowszej książce „Kamerdyner świata”, która w Polsce została wydana w lutym, Bullough opisuje, jak Wielka Brytania stała się globalnym centrum prania brudnych pieniędzy, oferując kleptokratom i innym przestępcom finansowym wszelkie możliwe usługi w zabezpieczaniu ich majątku.

„Porównuję Wielką Brytanię do arystokraty, który stracił wszystkie pieniądze i musi znaleźć nowy sposób utrzymania się, a jego kapitałem jest to, że wie, jak być arystokratą i sprzedaje tę wiedzę każdemu, kto tej wiedzy potrzebuje. Wielka Brytania wie, jak rządzić imperium i kraść rzeczy innych ludzi, ale nie jest już w stanie tego robić samodzielnie, więc sprzedaje tę wiedzę innym, a ponieważ miała największe imperium na świecie, więc ma też najgłębszą wiedzę i jest najlepsza w pomaganiu innym w budowaniu ich imperiów” – opowiada PAP Bullough.

Jak dodaje, tym, co odróżnia Wielką Brytanię od innych krajów, które również to robią, jest to, że ma znacznie szerszy wachlarz usług do zaoferowania, bo nie tylko pomaga w ukrywaniu i inwestowaniu pieniędzy, ale też w ich wydawaniu, np. na zakup wspaniałych nieruchomości czy kształcenie dzieci w prestiżowych szkołach. „Żaden inny kraj na świecie nie dostarcza tak wielu usług dla oligarchów w jednym miejscu, a Wielka Brytania utrzymuje wiodącą rolę jako najważniejsze centrum dla brudnych pieniędzy, bo to najlepsze miejsce do ich wydawania” – wyjaśnia.

Bullough dostrzega jednak, że od wybuchu wojny na Ukrainie opisany przez niego obraz zaczął się zmieniać. „Wydaje się, że w ostatnim roku ludzie obudzili się w kwestii własnej głupoty, tego, że pozwalali najgorszym ludziom na świecie faktycznie robić, co tylko chcieli. Jest więcej świadomości w tej kwestii, co już samo w sobie jest dobre, ale też przekłada się to na pewne konkretne działania” – mówi.

Reklama

Wskazuje na sankcje nakładane na rosyjskich, ale też białoruskich oligarchów, które jego zdaniem są szerokie i całkiem skuteczne, na bardziej transparentne inicjatywy legislacyjne, na wprowadzony w Wielkiej Brytanii rejestr zagranicznych właścicieli nieruchomości, który teoretycznie nakazuje ujawnienie ich prawdziwych właścicieli, na zwiększenie dostępu do rejestrów korporacyjnych, próby usuwania istniejących luk w prawie.

„To wszystko nie jest wystarczające, nie jest nawet blisko tego, by być wystarczającym, ale jest dobre – i to jest optymistyczna strona. Pesymistyczna jest taka, że problem w istocie nie jest z legislacją, prawami czy przepisami, bo mamy dużo dobrych praw czy przepisów. Problem jest w tym, że nie są one wcielane w życie. To trochę wygląda tak, jakby ktoś, kto chce być w dobrej kondycji, kupił karnet na siłownię i uznał, że to wystarczy” – wyjaśnia Bullough.

„Brytyjski rząd stale uważa, że przyjmowanie ustaw rozwiąże problem. Ale to dopiero jest początek. Nie sądzę, by było zrozumienie, że musi wziąć się też poważnie za śledztwa i stawianie zarzutów w związku z przestępstwami, a to zajmie lata bądź dekady. Odpowiadając na pytanie, czy szklanka jest w połowie pełna, czy w połowie pusta - jest wypełniona w 10 proc.” – dodaje.

Zwraca też uwagę, że o ile Wielka Brytania faktycznie zaczęła zmierzać w kierunku poprawy transparentności finansowej, to Unia Europejska idzie w odwrotną stronę. Wskazuje, że pod koniec zeszłego roku Europejski Trybunał Sprawiedliwości zdecydował o zamknięciu rejestrów korporacyjnych ze względu na ochronę prywatności. Wyjaśnia, że brytyjskie rejestry przedsiębiorstw są otwarte z każdego miejsca na świecie, więc jeśli śledczy jakiegoś kraju chce sprawdzić dane na temat firmy zarejestrowanej w Wielkiej Brytanii może to zrobić i znaleźć informacje na temat jej właścicieli (choć nie zawsze one tam są), natomiast jeśli jakiś oligarcha używa firmy fasadowej zarejestrowanej na Cyprze, w Holandii czy Luksemburgu, śledczy już nie znajdą tych informacji, tylko muszą się zwracać oficjalnymi kanałami, więc tam ukrywanie majątku jest łatwiejsze. „To naprawdę hańba, że UE podąża w złym kierunku. I że dzieje się to w tym samym czasie, kiedy trwa wojna na Ukrainie i widać, co kleptokracja powoduje, jeśli chodzi o ludzkie życie. Naprawdę to szalone, że ETS przedkłada prywatność bogatych ludzi nad otwartość w kwestii własności firm” – mówi Bullough, przyznając, że inne podejście Wielkiej Brytanii jest pozytywnym aspektem brexitu, choć jak zaznacza, jednym z niewielu.

Pomijając ten jeden aspekt, Bullough uważa, że inne działania podjęte po rosyjskiej napaści są mniej więcej podobne, jak np. wprowadzane sankcje. Mówi, że na samym początku Wielka Brytania była dość powolna, bo po brexicie wprowadziła własny reżim sankcyjny, a zespół zajmujący się tym był zbyt mały i niedoświadczony, ale po kilku tygodniach sytuacja się poprawiła, a Wielka Brytania, UE, USA, Kanada, Japonia i Australia są z grubsza na tym samym poziomie, nawet jeśli osoby objęte sankcjami nie zawsze się pokrywają. Ale wskazuje, że problemu korupcji czy kleptokracji nie da się rozwiązać samymi sankcjami. „Jeśli nakładasz sankcje na kogoś z powodu tego, że jest przestępcą, to znaczy, że przestępstwo już zostało popełnione i problemem jest to przestępstwo. Tym, co musimy zrobić jest spowodowanie, by przestępstwo nie było popełniane, a nie widzę jakichś działań w tym kierunku. Musimy zapobiegać temu, by ktoś taki jak Putin mógł zbudować taki system, a nie czekać aż zbuduje system, dokona inwazji na Ukrainę i zabije dziesiątki tysięcy ludzi i dopiero wtedy go ukarzemy” – wyjaśnia.

Bullough podkreśla, że korupcji nigdy nie da się w pełni wyeliminować, bo istniała ona zawsze, od kiedy jest władza i pozostanie dopóki władza będzie istnieć, więc celem jest to, aby maksymalnie ograniczyć korupcję i spowodować, że straty, które powoduje, będą tak małe, jak to możliwe. „Nie ma magicznej różdżki. Czasami myślę, że politycy postrzegają problem kleptokracji jak w filmach o Jamesie Bondzie, że jest jeden zły człowiek, którego wystarczy złapać i problem zostanie rozwiązany. To nie jest tak, bo jest to system, który jest ogromny, elastyczny i przedsiębiorczy, i system będzie znajdował nowe sposoby, by bogaci ludzie mogli ukrywać swoje pieniądze, tak długo jak przynosi to dochody. Więc wyzwaniem jest redukowanie przestrzeni, w której to może się odbywać, a tego politycy najwyraźniej nie rozumieją. To nie jest problem, który można rozwiązać jednym przemówieniem czy jedną ustawą” – wyjaśnia.

Przekonuje on, że pilniejszą sprawą jest zapobieganie temu, by korupcja nie rozprzestrzeniała się dalej niż nakładanie sankcji. „Jeśli porównać to do medycyny, to mamy problem, z którym musimy się zmierzyć. Jest wiele ludzi, którzy już są chorzy i wiele, którzy mogą zachorować. Dla mnie rozwiązaniem powinno być niedopuszczenie to tego, by ludzie zachorowali, bo to zapobiega większemu problemowi, a później możemy spróbować zająć się tymi, którzy już są chorzy” – mówi Bullough.

„Oczywiście to, że są oligarchowie, którzy ukradli ogromne ilości pieniędzy, mają posiadłości w Wielkiej Brytanii, Francji czy we Włoszech, budzi złość i to dobrze, że możemy nakładać na nich sankcje, ale musimy zapobiegać temu, by wykształcali się kolejni oligarchowie. A to jest kwestia uporządkowania systemu, który pozwala, by pieniądze były kradzione. Jeśli to się stanie, jeśli zapobiegniemy, by kolejne pieniądze przypływały, możemy zająć się tymi, którzy już tu są” – przekonuje.

Bullough jest zdania, że Zachód może zmniejszyć problem korupcji także w innych krajach – jeśli tylko podejmie działania. „Dlaczego skorumpowani ludzie kradną pieniądze? Bo mogą je wydawać. Nie kradną ich dla samego kradzenia, nie dlatego, że chcą mieć wielką torbę pieniędzy, ale ze względu na wszystkie rzeczy, które mogą kupić za te pieniądze. Jeśli spojrzeć jak korupcja działa na świecie, to nie jest to już przekazywanie torby z pieniędzmi jak było, lecz są to miliardy przepływające przez globalny system finansowy” – mówi Bullough, przekonując, że skoro globalny system finansowy z grubsza kontrolują UE, Wielka Brytania i USA, to działając mogą one zatrzymać przepływ tych pieniędzy i ich wpływanie do swoich gospodarek.

„To prawda, że część z nich popłynie do Dubaju czy gdzieś indziej, ale gdzie oligarchowie lubią wydawać pieniądze? W Monako, Londynie czy Miami. Jeśli uniemożliwimy im to, odbierzemy im zachętę do tego, żeby kraść. Będą skorumpowani ludzie w Rosji, Nigerii czy Malezji, bo zawsze będą skorumpowaniu ludzie, ale jeśli nie mogą wydawać miliardów, nie będą kraść miliardów, lecz miliony, a to będzie znacznie mniejszy problem” – wyjaśnia.

Bullough mówi, że jest optymistą w kwestii tego, że wojna na Ukrainie stanie się początkiem szerszej zmiany podejścia do brudnych pieniędzy. „Powinniśmy byli myśleć o szkodach, jakie kremlowscy kleptokraci powodują, a gdybyśmy pomyśleli, może wojna na Ukrainie by nie wybuchła. Może Rosjanie nie byliby wystarczająco pewni siebie, by robić, to co zrobili. Myślę, że to powinna być szersza lekcja z wojny na Ukrainie – że powinniśmy myśleć znacznie bardziej strategicznie o tym, z kim robimy biznes. Europa, Wielka Brytania, USA to najlepsze miejsca na świecie jakie są i jakie kiedykolwiek były. Każdy chce tu być, tu przyjechać i to jest naprawdę potężna pozycja, aby wymagać pozytywnych zmian” – przekonuje. Ale zaznacza, że Zachód musi zacząć od siebie, bo zbyt często wygląda to tak, że wymaga transparentności od rajów podatkowych, podczas gdy sam jej nie ma.

Uważa, że szczególnie duża jest rola w tym Wielkiej Brytanii. „Wielka Brytania jest tracącym na znaczeniu w świecie miejscem, ale jedyną rzeczą, którą robi naprawdę na światowym poziomie jest obracanie pieniędzmi. Londyn jest jednym z największych światowych centrów finansowych. Jeśli moglibyśmy oczyścić Londyn, wpływ tego na resztę świata jeśli chodzi o ułatwianie korupcji byłby ogromny, niepoliczalny. To jest coś, o co warto walczyć” – przekonuje.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)