"Nowa klasa średnia" to "dziecko" wojny w Ukrainie

Wojna w Ukrainie spowodowała powstanie w Rosji "nowej klasy średniej". Tworzą żołnierze, a także pracownicy zakładów zbrojeniowych. Nagle wzrosły ich płace i status społeczny, a także przyznano im szerokie przywileje.

Brytyjski dziennik "The Telegraph", który opisał niedawno to zjawisko, pisze, że w obwodzie wołgogradzkim na południu Rosji żołnierzom-ochotnikom oferuje się nawet 8 mln rubli (ok. 367 tys. zł) za pierwszy rok służby na froncie. To dziesięć razy więcej niż wynosi średnia roczna pensja w tym regionie.

Do tej sumy należy dodać jednorazową premię za podpisanie kontraktu z armią, a także dodatki na dzieci. Co więcej, żołnierze i ich rodziny cieszą się znacznymi przywilejami: ich dzieci mają pierwszeństwo w zapisach do przedszkoli i na uczelnie wyższe, przyznawane im są preferencyjne kredyty hipoteczne i ulgi podatkowe.

W razie śmierci żołnierza, co na froncie w Ukrainie jest wielce prawdopodobne, rodziny poległych otrzymują odszkodowania sięgające 11 mln rubli (ok. 504 tys. zł).

Wojna to dla nich rzeka złota

Na wojnie dobrze zarabiają również pracownicy rosyjskich firm zbrojeniowych. Według danych Rosstatu, w latach 2021–2024 płace w tym sektorze gospodarki rosły najszybciej. W produkcji wyrobów metalowych zwiększyły się aż o 78 proc. (bez uwzględnienia inflacji). Dla porównania, pensje lekarzy podniosły się o 40 proc., a pracowników sektora naftowego – o 48 proc.

– To mieszkańcy depresyjnej rosyjskiej prowincji, często bez wyższego wykształcenia. Ale dziś ich praca jest bardzo potrzebna. Zarabiają więcej, odkładają pieniądze i cieszą się większym szacunkiem społecznym – wyjaśnia Jekatierina Kurbangaliejewa, badaczka związana z amerykańskim Uniwersytetem George’a Washingtona.

Zresztą wskazuje, że poza wojskowymi i robotnikami pokoju nie chcą również niektórzy oligarchowie, zarabiający na wojnie krocie, a także pracownicy aparatu bezpieczeństwa, których rola rośnie wraz z nasilającą się represyjnością reżimu Putina.

– Te grupy nie są zainteresowane powrotem do życia w pokoju. Władze zdają sobie z tego sprawę. Beneficjenci obecnej sytuacji czują się pewniej, dopóki trwa wojna. Pokój dla nich oznacza ryzyko zmian, których się obawiają – wyjaśnia Kurbangaliejewa w rozmowie z „The Telegraph”.

Jeśli Rosja się zatrzyma, to czeka ją rewolucja

Ekonomista i politolog Władysław Inoziemcew – od lat mieszkający w USA krytyk Putina – uważa, że pokój może skończyć się w Rosji "totalną społeczną katastrofą".

– Ci ludzie (żołnierze – red.) nie mają nawyku oszczędzania. Wydadzą pieniądze w ciągu roku–dwóch i wrócą do dawnego poziomu życia. Służba w armii nie zmienia zachowań społecznych – zaznaczył w rozmowie z "The Telegraph".

Jego zdaniem powrót setek tysięcy żołnierzy do cywila może wywołać w kraju destabilizację na miarę tej, z jaką zmagały się Niemcy tuż po I wojnie światowej. Przypomniał, że rozczarowani weterani stali się wówczas bazą dla ruchu nazistowskiego.

Jego opinię podziela Iwan Us, ekspert z ukraińskiego Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych.

– Jeśli spróbujemy przeanalizować sytuację: wojna się kończy – i co to oznacza dla Rosjan, którzy za ogromne pieniądze poszli na front? To oznacza, że będą musieli wrócić do domów na pensje 10–15 razy niższe od obecnych. Warto pamiętać, że to ludzie posiadający broń i doświadczenie w jej używaniu. To klasyczna sytuacja rewolucyjna – ocenił Us w rozmowie z ukraińską telewizją Espreso.

Dodaje, że przestawienie rosyjskiej gospodarki z torów wojennych jest ryzykowne z punktu widzenia Kremla. – Rosja nie może się zatrzymać. Bo jeśli się zatrzyma, to czeka ją rewolucja – stwierdził ekspert.

Rosja musi się zatrzymać? Kończą jej się pieniądze

Widać jednak symptomy wskazujące, że Rosja będzie musiała się jednak zatrzymać. Putinowi powoli kończą się pieniądze na wojnę. Widać to m.in. w spadku kwot wypłacanych nowo zrekrutowanym wojskowym.

– Do tej pory rosły one bez przerwy i były to gigantyczne pieniądze. Jeśli jeszcze w latach 2023–2024 przedstawiciele rosyjskich władz gospodarczych mówili, że trzeba coś zrobić z tymi kosztami, to dziś szef VTB (drugiego co do wielkości banku w Rosji – red.), (Andriej – red.) Kostiin, otwarcie stwierdza, że Federacja Rosyjska musi ciąć wydatki wojskowe. A przecież w tych wydatkach zawierają się m.in. ogromne pensje dla tych, którzy idą walczyć przeciwko Ukrainie – wyjaśnił Us.

Mimo tych sygnałów i przyspieszenia rozmów pokojowych, nie widać, by koniec wojny był "tuż za rogiem".