Odgłosy eksplozji na wschodnich obrzeżach stolicy i syreny alarmowe wywołane przez rosyjską inwazję skłoniły tysiące mieszkańców miasta do ucieczki w bezpieczniejsze miejsce.

Już wczesnym rankiem czasu lokalnego korki utworzyły się od centrum Kijowa do oddalonego o 140 kilometrów Żytomierza. Zakorkowana jest również droga do Białej Cerkwi w kierunku południowo-zachodnim na odcinku ok. 40 kilometrów oraz droga w kierunku północno-zachodnim na odcinku ok. 25 kilometrów.

Mapy Google pokazują również zwiększony ruch przy wyjeździe ze Lwowa i Żytomierza oraz z Równego na północnym zachodzie i Humania w centralnej części kraju.

Reuters: mieszkańcy Kijowa próbują uciekać, "boimy się bombardowań"

Reklama

Po rosyjskim ataku na Ukrainę niektórzy mieszkańcy Kijowa próbują uciekać, inni robią zapasy żywności - informuje w czwartek agencja Reutera. "Wyjeżdżam, bo wybuchła wojna, Putin nas zaatakował, boimy się bombardowań" – powiedziała Oksana, kierująca jeden z samochodów, który utknął w korku na drodze wylotowej ze stolicy.

Kobieta wraz z trzyletnią córka na tylnym siedzeniu zamierzała wydostać się z Kijowa, a kiedy to się uda, zdecydować dopiero, dokąd jechać dalej.

W czwartek rano ogromny korek zablokował czteropasmową drogę z Kijowa w kierunku Żytomierza i dalej Lwowa, daleko od obszarów najbardziej narażonych na ataki. Miejscami zatrzymał się ruch uliczny, a kolejki samochodów ciągnęły się przez dziesiątki kilometrów.

Kilka tysięcy kijowian próbuje uciec ze stolicy po tym, jak siły rosyjskie zaatakowały Ukrainę, podczas gdy inni stoją w długich kolejkach sklepowych, mając nadzieję, że wybiorą pieniądze z bankomatów i zaopatrzą się w zapasy.

"Nie spodziewałem się tego. Do dzisiejszego ranka wierzyłem, że nic się nie stanie" – powiedział agencji Reutera 34-letni specjalista ds. marketingu, Nikita, czekając w długiej kolejce w supermarkecie z butelkami wody piętrzącymi się w koszyku.

Supermarkety i sklepy spożywcze są pełne kupujących przygotowujących się do pozostania w mieście. Karty nadal działają, ale przed bankomatami tworzą się długie kolejki - relacjonuje Reuters.

Niektórzy ludzie z torbami i walizkami szukali drogi wyjazdu z miasta - autobusem, samochodem lub samolotem.

"Mieliśmy dzisiaj polecieć z Kijowa do Baku. Powiedziano nam jednak, że lot został odwołany z powodu eskalacji wojny na Ukrainie. Nikt nam nie mówi, co się stało, co będzie z naszym lotem, co powinniśmy zrobić, dokąd się udać. Nie mamy dokąd iść. Nikt nam nie odpowiada" – powiedziała Gulnara.