Antonina, mieszkanka Równego, miasta położonego około 180 km od polsko-ukraińskiej granicy, przyjechała do Poznania w niedzielę w nocy. Jak zaznaczyła w rozmowie z PAP, wraz z nastoletnimi córkami zatrzymała się u swoich znajomych.

"Chcemy zostać tu tymczasowo, dwa, trzy tygodnie, bo myślimy, że sytuacja na Ukrainie się uspokoi. Sankcje zrobią swoje, armia zrobi swoje, a my wrócimy do domu. Mam dwie córki. Jedna jest studentką uniwersytetu medycznego, druga chce iść na studia, dlatego musimy wracać do domu. Mamy nadzieję, że wszystko się szybko skończy. A jeżeli nie, to nie wiem, co zrobimy" – przyznała.

W czasie, gdy opuszczała Równe, miasto nie było bombardowane tak, jak Kijów czy Charków. "Ale cały czas wyły alarmy ostrzegawcze, że nadlatuje jakiś samolot" - zaznaczyła. Dodała, że lotnisko w Równem jest zniszczone. "Cały czas latały drony, obrona przeciwlotnicza cały czas działała" – podkreśliła.

"W Równem dworzec autobusowy jest zamknięty, kolejowy też. Nie ma w ogóle paliwa na stacjach benzynowych, ale nie było problemów z prądem" – powiedziała. Obawiała się, że przez działania wojenne zostanie zniszczona lub uszkodzona rówieńska elektrownia jądrowa.

Reklama

Kobieta przed wyjazdem skontaktowała się ze znajomymi z Poznania. Czekała ją z córkami długa podróż. "Pieszo szliśmy 12 km do samej granicy. Przed przejściem granicznym czekaliśmy 14 godzin. Polska straż graniczna bardzo szybko przyjmuje ludzi. Nic nie sprawdzają, wpuszczają, dają jedzenie, jest miejsce, żeby się ogrzać. Na granicy stoi bardzo dużo autobusów i busów, które przewożą ludzi do innych miast Polski" – zaznaczyła.

"Po nas samochodem przyjechali znajomi. Ale zanim nas odebrali, zwykli ludzie, nawet nie z organizacji pomocowych, pytali, czy chcesz coś zjeść, czy masz nocleg, czy masz, jak dojechać do jakiegoś miasta. Chętnych zabierają do różnych miast Polski" – powiedziała.

Na Ukrainie pozostała siostra pani Antoniny, która na co dzień mieszka w Kijowie. "Najpierw uciekła na wieś w okolicach miasta, a potem przeniosła się do Chmielnickiego. Mamy kontakt. Cały czas rozmawiamy przez komunikatory. Siostra mówi, że sytuacja jest straszna. Jest dużo kontroli drogowych i co chwila przelatują drony i samoloty, i cały czas ktoś strzela" – wskazała.

Pytana, czy obawia się odcięcia przez siły rosyjskie granicy polsko-ukraińskiej powiedziała, że jest to niemożliwe. "Są sankcje, jest nasza armia. Nasi żołnierze są zmotywowani, a Rosjanie nie. Oni są na obcej ziemi, a my na swojej. Wierzymy w naszą armię i w Unię Europejską. Nawet nie biorę pod uwagę odcięcia granicy" – podkreśliła.

"Widzimy, jak działa nasza armia, nasz prezydent. Myślę, że Putina czeka Trybunał w Hadze" – zaznaczyła.

Kobieta chciała się dowiedzieć, jakie musi wypełnić formalności po przyjeździe do Poznania, dlatego zgłosiła się na policję, skąd przekierowano ją do punktu recepcyjnego na Międzynarodowych Targach Poznańskich. "Odebraliśmy bezpłatne pakiety startowe do telefonów komórkowych, zaświadczenia do bezpłatnej komunikacji miejskiej i idziemy pospacerować i zwiedzić Poznań" – zakończyła.