Wojna w Ukrainie wkracza w coraz bardziej niebezpieczną fazę. Chociaż wydaje się, że Rosja zmodyfikowała swoje cele po tym, jak Kijów stłumił początkową fazę inwazji Moskwy, Kreml jest teraz zdeterminowany, by powiększyć zagarnięte w 2014 roku terytorium wschodniej i południowej Ukrainy. Tymczasem sojusznicy z NATO dostarczają broń, dane wywiadowcze i cieszą się perspektywą „zwycięstwa”, które oznacza wyrzucenie sił Rosji z Ukrainy – pisze Charles A. Kupchan na łamach serwisu The Atlantic.

W sytuacji, gdy obie strony konfliktu podwajają swoje wysiłki, NATO musi podjąć szczery dialog z rządem ukraińskim na temat swoich celów i najlepszego sposobu zakończenia rozlewu krwi – wcześniej niż później. Rosja poniosła już porażkę strategiczną. Siły ukraińskie odpierają ataki na Kijów i utrzymują kontrolę nad większością kraju; Zachód nałożył na Rosję surowe sankcje gospodarcze; NATO wzmocniło swoją wschodnią flankę, a Finlandia i Szwecja starają się teraz dołączyć do sojuszu. Zarówno dla NATO, jak i dla Ukrainy strategiczna ostrożność przemawia za tym, by raczej wykorzystać te sukcesy, niż naciskać na walkę i ponosić związane z tym ryzyko.

Kijów ma prawo walczyć o Krym i Donbas

Jak dotąd Stany Zjednoczone i ich sojusznicy nie próbowali naciskać na Kijów, by ograniczył swoje cele strategiczne. Zamiast tego NATO skupiło się na zapewnieniu Ukrainie środków do obrony – dostarczono więcej pocisków przeciwpancernych i przeciwlotniczych, więcej dronów, więcej artylerii, więcej wywiadu. Administracja Bidena słusznie argumentuje, że Ukraińcy muszą sami decydować o swoich celach wojennych. Prawdą jest również, że Kijów ma pełne prawo – zarówno na gruncie moralnym, jak i prawnym – dążyć do przywrócenia pełnej integralności terytorialnej Ukrainy poprzez odzyskanie Krymu i części Donbasu, które Rosja zajęła w 2014 roku.

Jednak prawo Kijowa do walki o pełną suwerenność terytorialną nie oznacza, że jest to strategicznie rozsądne. Niesamowity sukces Ukrainy w odpieraniu początkowych ataków Rosji nie powinien też być powodem do nadmiernej pewności siebie w kolejnych fazach konfliktu. Strategiczny pragmatyzm podpowiada szczerą rozmowę między NATO a Ukrainą na temat ograniczenia ambicji Kijowa i pogodzenia się z wynikiem, który nie będzie jednoznaczny ze zwycięstwem.

Im dłużej trwa wojna, tym większy chaos

Do takiej powściągliwości skłania kilka czynników. Po pierwsze, im dłużej będzie trwała wojna, tym więcej śmierci, zniszczeń i chaosu przyniesie. Inwazja Rosji pochłonęła już dziesiątki tysięcy istnień ludzkich, zmusiła około 12 milionów Ukraińców do opuszczenia swoich domów (około 6 milionów opuściło kraj) i zniszczyła ukraińską infrastrukturę o wartości około 60 miliardów dolarów. Sankcje przeciwko Rosji i zakłócenia w łańcuchach dostaw spowodowane wojną powodują wzrost cen w wielu krajach i mogą doprowadzić do globalnego niedoboru żywności.

Po drugie, istnieje ryzyko eskalacji. Jeśli siły rosyjskie będą sobie dobrze radzić na wschodzie i południu, Kreml może w końcu zdecydować się na poszerzenie swoich celów wojennych i dążyć do zajęcia większej części Ukrainy. Alternatywnie, jeśli siły rosyjskie osłabną w nadchodzących tygodniach, a Władimir Putin poniesie kolejną porażkę, może on dążyć do użycia broni masowego rażenia lub do wywołania szerszego konfliktu, aby zmienić przebieg wojny. Eskalacja to również realne ryzyko – Rosja już przeprowadza ataki w pobliżu terytorium NATO, a siły rosyjskie i natowskie działają w bliskim sąsiedztwie.

Solidarność Zachodu może osłabnąć

Po trzecie, mimo że Zachód wykazał się imponującą jednością we wspieraniu Ukrainy i przeciwstawianiu się rosyjskiej agresji, z czasem solidarność Zachodu może osłabnąć. Po obu stronach Atlantyku rośnie inflacja, częściowo napędzana efektem domina w postaci wojny. Wśród sojuszników transatlantyckich zaczynają pojawiać się różnice zdań. W zeszłym tygodniu przywódcy Francji, Niemiec i Włoch mówili o potrzebie zawieszenia broni i wynegocjowania porozumienia. Tymczasem Waszyngton i Londyn wydają się popierać dążenie Ukrainy do osiągnięcia, jak to określił minister spraw zagranicznych, „wyzwolenia okupowanych terytoriów”.

Wyniki wyborów, jakie miały miejsce od początku wojny, również nie wróżą dobrze wspólnej sile Zachodu. Viktor Orbán, samozwańczy obrońca „nieliberalnej demokracji”, wygrał ponowne wybory na Węgrzech. Jak dotąd zablokował on wysiłki Unii Europejskiej zmierzające do nałożenia na Rosję embarga na ropę naftową. Chociaż we Francji ponownie wybrano centrowego kandydata Emmanuela Macrona, to prorosyjska kandydatka Marine Le Pen zdobyła ponad 40 procent głosów. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz początkowo zarysował śmiałe zmiany w niemieckiej polityce zagranicznej, aby przeciwdziałać posunięciom Putina na Ukrainie. Jednak od tego czasu Berlin waha się co do dalszych działań, a rząd Scholza poniósł porażkę polityczną w wyborach regionalnych. W Stanach Zjednoczonych, dzięki poparciu Donalda Trumpa, J.D. Vance wygrał niedawno prawybory do Senatu w Ohio. Jego poglądy na temat wojny w Ukrainie są raczej dosadne: „Uważam, że to niedorzeczne, że koncentrujemy się na tej granicy w Ukrainie. Przyznam szczerze, że nie obchodzi mnie, co się stanie z Ukrainą”.

Czas na negocjacje pokojowe

Zachód musi zacząć patrzeć poza konflikt, aby uratować stosunki z Rosją, które pozwolą na odrobinę współpracy. Nawet jeśli rozpoczyna się nowa zimna wojna, dialog będzie jeszcze ważniejszy niż podczas zimnej wojny 1.0. W bardziej współzależnym i zglobalizowanym świecie Zachód będzie potrzebował przynajmniej pewnej dozy pragmatycznej współpracy z Moskwą, aby stawić czoła wspólnym wyzwaniom, takim jak negocjacje w sprawie kontroli zbrojeń, powstrzymanie zmian klimatycznych, zarządzanie cyberprzestrzenią i promowanie zdrowia na świecie. W tym celu szybkie zakończenie wojny poprzez zawieszenie broni i wynegocjowanie porozumienia jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż przedłużająca się wojna lub nowy, zamrożony konflikt, który zakończy się wrogim impasem.

Putin pozostanie awanturnikiem bez względu na to, jak zakończy się ta wojna. Już teraz poniósł porażkę – to wystarczyło, aby uzmysłowić mu koszty dalszego konfliktu. Rosyjskie wojsko jest w rozsypce, a gospodarka kraju się kurczy. Ukraińcy odrzucają jakąkolwiek propozycję, która wiązałaby się z podporządkowaniem się moskiewskiej strefie wpływów. Rosyjska agresja skłoniła neutralne dotąd Finlandię i Szwecję do podjęcia starań o członkostwo w NATO – sojuszu, który zintegrował kilkanaście krajów (zamieszkałych przez około 100 milionów ludzi) będących niegdyś częścią bloku sowieckiego.

Putin jest przyparty do muru. Popychanie go dalej jest niepotrzebne i ryzykowne. Chiny zaś nie mogą interpretować reakcji wobec Rosji (zwłaszcza jej oderwania od światowej gospodarki) inaczej niż jako ostrzeżenie przed próbami ekspansjonizmu Pekinu. Błędna decyzja Putina o inwazji na Ukrainę nie przyniosła zwycięzców, ale jednego przegranego: Rosję. Nawet jeśli Zachód nadal zapewnia Ukrainie środki do obrony, nadszedł czas, by atlantyckie demokracje skupiły się na zakończeniu wojny.

Charles A. Kupchan jest profesorem spraw międzynarodowych na Uniwersytecie Georgetown, starszym współpracownikiem Rady Stosunków Zagranicznych i autorem książki „Isolationism: A History of America's Efforts to Shield Itself from the World”.