Polska jest niekwestionowanym liderem i koordynatorem pomocy na rzecz Ukrainie. Przez nasze państwo przebiegają szlaki logistyczne, którymi bez przerwy płyną dostawy dla walczącej Ukrainy. Każdego dnia na rzeszowskie lotnisko w Jasionce przylatują kolejne samoloty z zaopatrzeniem. To tutaj docierają także politycy, którzy w Przemyślu wsiadają w pociąg, by dotrzeć nim następnie do Kijowa. Inne państwa regionu nie są bierne. Litwa, Łotwa i Estonia na pomoc Ukrainie przeznaczają ponad 1 proc. produktu krajowego brutto.
Według danych ONZ z 7 lutego 2023 r. liczba uchodźców z Ukrainy zarejestrowanych w krajach europejskich przekroczyła 8 mln. 4 830 738 spośród nich wystąpiło o pomoc międzynarodową w którymś z unijnych państw. Ponad 1,5 mln uczyniło to w Polsce, która zapewniła im natychmiastowy dostęp do ochrony zdrowia, rynku pracy, edukacji, a przede wszystkim: której obywatele przyjęli ich w swoich domach. – To wszystko jest z perspektywy europejskiej bardzo dostrzegane i doceniane, zarówno w wymiarze humanitarnym, jak i polityki bezpieczeństwa – podkreśla Eugeniusz Smolar z Centrum Stosunków Międzynarodowych.
– Z perspektywy niemieckiej skala bezwarunkowej pomocy, którą niosła Polska Ukrainie na wszystkich poziomach: państwowym, samorządowym, pozarządowym czy ludzkim, była czymś nieprawdopodobnym – mówi dr Anna Kwiatkowska, kierowniczka Działu Niemieckiego Ośrodka Studiów Wschodnich. Tłumaczy, że przez lata w niemieckim dyskursie dominował mit Polaka ksenofoba i nacjonalisty. Był on pokłosiem m.in. relacji medialnych po kryzysie migracyjnym z lat 2015 i 2016, gdy Polska (wraz z innymi państwami Grupy Wyszehradzkiej) sprzeciwiła się mechanizmowi relokacji migrantów. Na marginesie: niezgoda na unijną politykę migracyjną i brak otwartości na przybyszów były jedną z nielicznych klamr, które spinały ten region.
Reklama

To nie jest wojna z Niemcami

Region zbudował silną koalicję na rzecz pomocy Ukrainie i wymógł na Zachodzie nie tylko zmianę podejścia do Rosji, lecz także zwiększenia zaangażowania w wojnę w wymiarze militarnym – taka narracja jest jedną z najczęściej pojawiających się w zainteresowanych krajach. Czujemy coś na kształt moralnego zwycięstwa. Mieliśmy w końcu rację – w przeciwieństwie do tych, którzy nazywali nas rusofobami. Traktujące nas z wyższością państwa przyznały, że ich prorosyjska polityka była błędna, a to w naturalny sposób powinno zmienić rolę Europy Środkowej w Unii.
– Czy coś się przez rok zmieniło? – pyta na wpół retorycznie dr Kwiatkowska, którą spotkałem w czasie konferencji w Berlinie. – Zauważyłam, że polskim prelegentom audytorium stało się przychylniejsze. A tak na poważnie: pomimo roku trwania wojny na konferencjach poza Polakami i Bałtami mało kto ma tak ostre spojrzenie na wojnę i Rosję. Tożsame z naszym mają na pewno Czesi, jednakże wiele jest głosów zdystansowanych – opowiada.
Niemcy zaś wciąż postrzegają Polskę i państwa bałtyckie oddzielnie z uwagi na bardziej stanowcze stanowisko Warszawy wobec ich własnej polityki.
– Niemcy po 24 lutego byli bardzo zajęci sobą. Przeżywali szok, nie tyle spowodowany inwazją, ile tym, że Ukraina nie upadła od razu, co więcej, stawiała bohaterski opór – tłumaczy kierowniczka Działu Niemieckiego OSW. W ciągu tych kilkudziesięciu godzin wizja światowego porządku przyjęta przez Berlin legła w gruzach i Niemcy musiały jakoś zareagować. Rzeczoną reakcją było przemówienie kanclerza Scholza w Bundestagu 27 lutego 2022 r., w którym ogłosił „Zeitenwende” (dosłownie z jęz. niemieckiego „przełom czasów”, tłumaczony po polsku jako „punkt zwrotny”). Terminem tym kanclerz Niemiec zasygnalizował zmianę jakościową niemieckiej polityki wschodniej. Wyraz ten został przez Towarzystwo Języka Niemieckiego (GfdS) uznany za słowo roku 2022.
Zmiana zachodzi także w samym społeczeństwie niemieckim. – To jednak wymaga przebudowania tożsamości, a to długotrwały proces – podkreśla Anna Kwiatkowska. Rośnie świadomość, że przez lata społeczeństwo to wręcz chłonęło rosyjską propagandę, której tezy gościły także na salonach. Panowało przekonanie, że Ukraina to siedlisko korupcji i nazizmu, lud bez prawdziwego państwa i narodu. – W ciągu roku ta propaganda została usunięta z salonów. Wciąż pozostaje obecna zarówno w elitach, jak i w społeczeństwie, jednakże istnieje przekonanie, że nie wypada już tak na salonach mówić – tłumaczy dr Kwiatkowska. W naszej rozmowie podkreśla, że Niemcy o Ukrainie „dramatycznie niczego nie wiedzieli”, dlatego też ta zmiana mentalna jest bardzo powolna.
Niezdecydowanie Niemiec wobec pomocy Ukrainie budzi irytację nie tylko w Polsce. Do tego dochodzi ich samozadowolenie w związku z zaangażowaniem w przekazywanie Ukrainie czołgów Leopard. – W ostatnim czasie kanclerz Niemiec wygłosił przemówienie, w którym stwierdził, że gra w lidze wraz z USA, zupełnie pomijając zaangażowanie Europy Środkowej, co wzbudziło uśmiech politowania tej części Europy – wskazuje dr Kwiatkowska. Dodaje, że Olaf Scholz budował sformułowania tak, jakby do wszystkiego doszedł sam – również bez ekspertów, którzy go wspierają, a nawet wbrew nim i własnym koalicjantom w rządzie.
Eksperci są zgodni co do tego, że żadne państwo w regionie nie poprze na dłuższą metę twardej polskiej polityki w relacjach z Niemcami. Dzieje się tak dlatego, że z perspektywy tych krajów Berlin jest – poza Paryżem – najważniejszy w Unii Europejskiej i kreuje jej politykę. Inne państwa nie rozumieją napięć polsko-niemieckich. Doktor Kwiatkowska wskazuje, że u podstaw relacji Warszawy z Berlinem leżą problemy strukturalne, a same Niemcy przy prowadzeniu polityki „na miękko” lekceważą swoich partnerów. „Po dziś dzień źródłem problemów w stosunkach polsko-niemieckich jest zalew pustych gestów i przykrywanie nimi różnic, unikanie dyskusji i prób rozwiązania realnych problemów. Egzemplifikacją tego jest uruchamiany regularnie niemiecki frazes o «myśleniu o przyszłości» i woli «pójścia do przodu» za każdym razem, gdy Polacy wysuwają jakieś konkretne postulaty czy żądania wyjaśnienia lub działania, a stronie niemieckiej to nie pasuje”, pisali na łamach „Kultury Liberalnej” Anna Kwiatkowska i Wojciech Konończuk w tekście „Niemcy–Polska–Ukraina: jak uniknąć kiczu pojednania?”. Wybuch wojny w Ukrainie pokazał, że Polska umie budować koalicje naciskające na Niemców, co budzi w nich i zdziwienie, i irytację.
– Partnerstwo polsko-niemieckie pozostaje niezwykle istotne dla przyszłości regionu i Unii Europejskiej – przyznaje dr Tomáš Strážay, dyrektor Slovak Foreign Policy Association. Mówi, że podobnie jak Niemcy, Słowacja jest państwem wciąż otwartym na rosyjską dezinformację. – W Bratysławie wahania Niemiec wobec pomocy Ukrainie są postrzegane jako wewnętrzny problem Berlina, ale nie coś symptomatycznego – podkreśla.
Podejście Słowacji do sytuacji może się zmienić po wyborach, które odbędą się 30 września. Budzą one w Europie realne obawy, bowiem w jednym ze scenariuszy możliwe jest zwycięstwo konstelacji przeciwnej zaangażowaniu w pomoc Kijowowi. Dyrektor SFPA wskazuje jednak, iż występują instytucjonalne uwarunkowania, które uniemożliwiłyby nagłą zmianę kursu Słowacji wobec Ukrainy. Przeciwko takiej zmianie jest także większość partii politycznych.
– Jeżeli u podstaw polityki zagranicznej wobec Niemiec leży przekonanie, że osłabienie Berlina wzmocni Warszawę, to należy podkreślić, iż jest to absolutnie błędne myślenie – przestrzega Eugeniusz Smolar. – Rzecz w tym, że Francja i Niemcy pozostają podstawowym zwornikiem integracji europejskiej oraz jedności, tak w wymiarze UE, jak i NATO – tłumaczy. Ekspert CSM dodaje, że pomoc Zachodu nie jest tak duża oraz szybka, jak byśmy sobie tego życzyli, jednak ma miejsce i rośnie w uzgodnieniu z Waszyngtonem.
Stanowcze podejście wobec Niemiec zajmuje obecnie Litwa, która domaga się zwiększenia ich zaangażowania. Laurynas Vaičiūnas, prezes zarządu Kolegium Europy Wschodniej, zwraca jednak uwagę na konieczność budowania sojuszów nie w kontrze do Berlina. Podkreśla istotę formatu Trójkąta Lubelskiego, widząc w nim pozytywny przykład współpracy pomiędzy państwami. – Litwini mają świadomość, iż świat bez Francuzów i Niemców nie istnieje. Wartościowe są wszelkie inicjatywy, które sprzyjają integracji europejskiej.

Sieci powiązań i animozji

– Wszystkie kraje regionu zjednoczyły się wobec zewnętrznego wroga – wskazuje dr Gediminas Kazėnas związany z Uniwersytetem Michała Römera w Wilnie – Umożliwiło to budowanie relacji opartych nie tyle na elementach wspólnej historii, ile na konkretnym podłożu związanym z bezpieczeństwem.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.