"Rywalizacja Stanów Zjednoczonych i Chin to starcie dwóch światowych systemów: systemu walutowego z Bretton Woods oraz chińskiej inicjatywy Nowego Jedwabnego Szlaku, który jest zalążkiem systemu równoległego" - wskazują autorzy raportu PIE „Belt and Road meets Three Seas. Chinese and American sticky power in the context of Polish security and other strategic interests”.

Według nich pandemia koronawirusa przyspieszyła zmiany w obu tych systemach i nasiliła tarcia między nimi. Dla obu graczy – USA i Chin – szczególnie ważny jest region Trójmorza, czyli pasa ciągnącego się przez 12 państw europejskich: od Estonii, przez Polskę, aż po Bułgarię. "Zarówno region Trójmorza, jak i Unia Europejska będą musiały stawić czoła rywalizacji tych globalnych graczy, wykorzystujących tzw. sticky power" - zaznaczyli. Chodzi - jak wyjaśnili - nie tylko o wpływy w zakresie systemów finansowych i walutowych czy tożsamość cywilizacyjną – Zachód kontra wartości konfucjańskie, lecz także o kontrolę nad infrastrukturą 5G i międzynarodowy wizerunek w kontekście odpowiedzialności za wybuch pandemii. "Rosnąca potęga Chin jako niedemokratycznej, konfucjańskiej siły już zaalarmowała Stany Zjednoczone, które widzą w niej strategicznego rywala" - czytamy w raporcie.

Analitycy zwracają uwagę, że Chiny wprowadzają innowacyjne rozwiązania m.in. na polu sztucznej inteligencji czy globalnej infrastruktury internetowej, co daje im znaczne wpływy w cyfrowej transformacji światowych gospodarek. Z kolei Stany Zjednoczone, jeszcze zanim Donald Trump objął urząd prezydenta, promowały rozwój globalnych stref ekonomicznych, m.in. za sprawą Systemu z Bretton Woods; rozwiązania stosowane przez Chiny i USA znacząco się różnią, co może prowadzić do sporów natury etycznej - ocenili.

"Z punktu widzenia krajów zachodnich takie inicjatywy, jak mająca doprowadzić do reaktywacji Jedwabnego Szlaku Jeden pas i jedna droga, mogą być postrzegane jako korumpujące i uzależniające od chińskiej gospodarki" - podkreślił, cytowany w komunikacie dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego - Piotr Arak. Przypomniał, że całkowity koszt tego projektu szacuje się na 4-8 bln dol., a umowy współpracy z Chinami podpisało 125 krajów.

Reklama

Analitycy podkreślili, że uwagę obu mocarstw przykuwa europejskie Trójmorze - region 12 państw Europy Środkowo-Wschodniej, które "do dziś są w pewnym stopniu zacofane technologicznie oraz infrastrukturalnie". Tym samym mają duży potencjał inwestycyjny i stanowią obiekt zainteresowania zarówno Chin, jak i USA. "Dla tych pierwszych jest to brama do Europy dla Jednego pasa i jednej drogi, dla drugich: to bariera dla rosyjskiej czy chińskiej polityki" - czytamy.

Dodano, że szczególnie ważnym obszarem dla obu mocarstw jest bezpieczeństwo cyfrowe, które już przyczyniło się do eskalacji wojny handlowej, "gdyż zarówno Chiny, jak i USA zdają sobie sprawę z kluczowej roli, jaką odegra 5G w nowych strukturach politycznych i gospodarczych". Dlatego oba mocarstwa starają się wpływać na decyzje państw Trójmorza w zakresie współpracy na tym polu - oceniono.

Polska i Rumunia, jak zaznaczyli analitycy, traktują priorytetowo partnerstwo z europejskimi i amerykańskimi firmami, a np. Węgry – z chińskimi. Z kolei Bułgaria wydaje się nie opowiadać za strategicznym preferowaniem żadnej ze stref wpływu. "Ze względów historycznych Polska wiąże inwestycyjne nadzieje z Zachodem. Jednocześnie jest też zainteresowana współpracą z Chinami, co widać np. w planach budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego" - powiedział Arak.

W obliczu kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa coraz częściej mówi się o zmniejszaniu współzależności gospodarek Zachodu od Chin (decoupling) oraz nasileniu procesów przenoszenia produkcji z Państwa Środka z powrotem do krajów Zachodnich (reshoring) - przypomniano. Jak wyjaśnił współautor raportu Grzegorz Lewicki z PIE, procesy te wydają się obecnie niezbędne z uwagi na bezpieczeństwo. Gdy w marcu 2020 r. gwałtownie wzrosło w Polsce zapotrzebowanie na środki dezynfekujące, nigdzie nie można było znaleźć kluczowych składników niezbędnych do ich produkcji, co przerwało łańcuchy produkcyjne polskich firm i uniemożliwiło dostarczenie finalnego produktu. Stało się tak, ponieważ producenci z Niemiec i Holandii ulokowali kluczowe składniki na rynku lokalnym, by w pierwszej kolejności wspomóc swoich obywateli – mówi Lewicki.

Ocenił, że w dłuższej perspektywie możemy się spodziewać, że globalizacja "przyjmie jeszcze bardziej zróżnicowany wymiar, będący wynikiem tymczasowych globalnych spowolnień i przyspieszeń". (PAP)

autor: Magdalena Jarco