Autor przywołuje szczyt NATO z 2017 roku. Ówczesny amerykański prezydent Donald Trump krytykował wtedy w Brukseli niskie wydatki europejskich państw Sojuszu na obronność, „dwulicowość” Niemiec oraz unijne cła nałożone na firmy z USA. Polityk groził, że Stany Zjednoczone opuszczą NATO, jeżeli Niemcy będą kontynuowały budowę Nord Stream 2, a państwa członkowskie Sojuszu nie zaczną wydawać co najmniej 2 proc. PKB na cele obronne.

W optyce Trumpa Europa wykorzystuje USA do obrony przed Rosją, kupując jednocześnie od Moskwy gaz i ropę. Poza tym UE była dla niego protekcjonistycznym handlowym blokiem, który rywalizuje z USA i utrudnia firmom z tego kraju życie. Jaki sens ma taki sojusz dla Stanów?

McTague pisze, że łatwo jest ignorować okres ochłodzenia relacji pomiędzy UE a USA i zapomnieć o jego przyczynach. Należy jednak pamiętać, że istnieje duże prawdopodobieństwo wywalczenia przez Trumpa reelekcji w 2024 roku, a nawet jeśli do tego nie dojdzie, to wybory może wygrać polityk, który podobnie postrzega relacje w ramach zachodniego obozu. Już Barack Obama krytykował członków NATO, gdy USA i UE były bardzo podzielone wobec interwencji zbrojnej w Iraku.

Reklama

Wojna nie zjednoczyła Zachodu

Według autora The Atlantic nie powinniśmy dać się zwieść narracji, według której inwazja Rosji na Ukrainę zjednoczyła Zachód. Jego zdaniem problemy zachodniego sojuszu są znacznie głębsze niż technokratyczne narzekania na budżety obronne, gazociągi czy ponury wizerunek samego Trumpa. Pyta – czy Zachód jest w stanie wznieść się ponad bieżące cykle gospodarcze i kalendarze wyborcze? Czy kolektywnie zgadza się co do współdzielonych wartości i charakteru zagrożenia ze strony Rosji?

Obecnie świat jest znacznie mniej dwubiegunowy i zdecydowanie bardziej skomplikowany niż w czasach zimnej wojny. Zachód naiwnie założył, że można budować gospodarcze powiązania z niedemokratycznymi krajami (głównie z Rosją i Chinami), oddzielając czysty biznes od kwestii politycznych czy bezpieczeństwa. Poważnie się pomylił, a Moskwa i Pekin nie nabrały z biegiem lat apetytu na demokrację czy respektowanie praw człowieka. Wręcz przeciwnie.

Jeżeli UE nie zrekonfiguruje swoich gospodarczych powiązań i nie zacznie oddzielać geopolityki od biznesu, to następca Bidena znowu zapyta: po co mamy bronić tych gości, jeżeli nie są po naszej stronie? – pisze McTague.

Stosunek unijnych przywódców do sankcji na import rosyjskich surowców pokazuje, że Europa nie jest zdolna do przyjęcia zdecydowanego antyrosyjskiego politycznego kierunku. Nie będzie tym bardziej zdolna do zerwania gospodarczych powiązań z Chinami, które są krajem znacznie potężniejszym i gospodarczo istotniejszym niż Rosja. Głównym zagrożeniem dla zachodniego sojuszu jest ideologiczna niezgodność.

Trump chce nowego globalnego porządku

Kolejną częścią problemu jest sam Trump i jego postrzeganie całego porządku światowego. Nie chce on, by USA musiały dźwigać cały ciężar odpowiedzialności. Dlaczego mają być globalnym „policjantem”? Europa obawia się, że amerykańska opinia publiczna generalnie zaczyna odwracać się od dotychczasowego porządku. Ma wątpliwości, czy w USA nadal będzie wystarczająco silny kurs na utrzymywanie roli światowego hegemona, który broni liberalnej demokracji.

Co dalej z NATO, jeśli USA przestaną w nim dominować? – zastanawia się autor.

Według autora względna dominacja USA nad Europę w ciągu ostatnich 20 lat nie spadła, a wzrosła. Jej atuty pozostają niezmienne: dolar, Dolina Krzemowa, najlepsze uniwersytety i Wall Street. Niemiecka ofensywa zbrojeniowa nie zmienia faktu, że USA są wojskowo w porównaniu do UE gigantem.

Autor nie ma wątpliwości, że to USA są zdecydowanym liderem zachodniego świata, jednak nie jest jasne, czy UE dostrzega strategiczne zagrożenia dla interesów USA. Oba podmioty będą musiały zdecydować, czy i jak odnowić sojusz, by był w stanie sprostać przyszłym wyzwaniom. Doraźne działania w odpowiedzi na rosyjską inwazję to zdecydowanie za mało.