"Badische Zeitung" pisze w związku z podróżą Scholza: "To zrozumiałe i pragmatyczne, że Europa i Niemcy muszą zabezpieczyć swoje dostawy energii. Ale może uczciwiej byłoby przyznać otwarcie, że kwestie praw człowieka i demokracji to wartości, które czasami pozostają w tyle za innymi interesami".

Z kolei dziennik "Maerkische Oderzeitung" zauważa, że "Olaf Scholz nie mógł wrócić do domu z pustymi rękami. Jednak ilość skroplonego gazu ziemnego, który zostanie dostarczony do Niemiec w grudniu przez nowe terminale LNG ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich to fistaszki, dostawa ma raczej charakter symboliczny".

Gazeta "Volksstimme" o wizycie Scholza w Zatoce pisze: "Kiedy rosyjski gaz był jeszcze tani i płynął w obfitości, nie trzeba było pukać do drzwi emirów i książąt w Zatoce Perskiej. Teraz najpierw minister gospodarki, a potem kanclerz udają się do Arabii, aby dogadać się z tamtejszymi władcami w imię bezpiecznych dostaw energii. Można uznać to za żenujące, ale jaka byłaby alternatywa? Nie próbować niczego i od razu wpaść w katastrofalny niedobór gazu?"

"Rhein-Zeitung" zwraca uwagę, że "rosyjska agresja na Ukrainie zmieniła równowagę w świecie - na niekorzyść Niemiec. Przedstawiciele kraju nagle nie podróżują już z nimbem niezwykle silnej gospodarki, ale po części jako petenci. Bo kryzys gospodarczy kraju jest wielki, niebezpieczeństwo kurczącej się potęgi gospodarczej nagle bardzo realne. (...) Polityka zagraniczna oparta na wartościach ustąpiła miejsca namacalnemu pragmatyzmowi. Należy tego żałować. Ale obecnie nie można tego zmienić".

Reklama

bml/ tebe/