Byłemu gospodarzowi Białego Domu, a obecnie niekwestionowanemu faworytowi w wyścigu o prezydencką nominację republikanów grozi łącznie ponad 700 lat pozbawienia wolności, a nad jego biznesowym imperium unosi się widmo wielomilionowych grzywien. Oczywiście wszystko to na razie tylko na papierze – prawdopodobieństwo, że sądy uznają eksprezydenta za winnego każdego zarzucanego mu czynu, a do tego wymierzą mu najsurowsze przewidziane w kodeksach kary, jest zerowe. Ważne, że w razie niepomyślnego dla Trumpa splotu okoliczności jakieś wyroki skazujące mogą zapaść jeszcze przed wyborami.

Dlatego jego prawniczy sztab od miesięcy testuje wszelkie proceduralne sztuczki obliczone na sabotowanie procesów, żeby nie mogły się one rozpocząć przed 5 listopada 2024 r., czyli dniem wyborów: zasypują sądy jałowymi wnioskami, a pod adresem sędziów i ich współpracowników publicznie rzucają oskarżenia o stronniczość i uprzedzenia na tle politycznym.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.