W komunikacie opublikowanym na stronie internetowej biura wspomniano o „doniesieniach, że urzędnik amerykańskiego konsulatu w Hongkongu i Makau spotkał się z ważnymi działaczami” na rzecz niepodległości Hongkongu. W odpowiedzi wezwano przedstawiciela konsulatu i przekazano mu „stanowczy protest”.

Biuro chińskiego MSZ zażądało wyjaśnień dotyczących domniemanych kontaktów z działaczami niepodległościowymi i podkreśliło, że Chiny są „twarde jak skała” w kwestii ochrony suwerenności kraju oraz bezpieczeństwa i dobrobytu Hongkongu, a także w swoim sprzeciwie wobec wszelkiego rodzaju ingerencji jakiegokolwiek kraju, organizacji czy osoby w sprawy tego regionu – napisano.

USA powinny "natychmiast odciąć się od antychińskich sił, które wywołują w Hongkongu kłopoty, zaprzestać wysyłania złych sygnałów brutalnym przestępcom i unikać wtrącania się w sprawy Hongkongu" - dodano.

W Hongkongu od kwietnia trwają masowe protesty przeciwko lokalnym władzom i zgłoszonemu przez nie projektowi nowelizacji prawa ekstradycyjnego, która umożliwiałaby m.in. przekazywanie podejrzanych do Chin kontynentalnych, by tam stawali przed sądami. Demonstracje pogrążyły region w największym kryzysie politycznym od jego przyłączenia do ChRL w 1997 roku.

Reklama

Rząd Hongkongu utrzymuje, że zmiana przepisów jest niezbędna do ścigania ukrywających się w regionie zbiegłych przestępców. Wielu mieszkańców ocenia jednak ten zawieszony obecnie projekt jako zagrożenie dla praworządności, na której opiera się pozycja Hongkongu jako światowego centrum finansowego, oraz jako kolejny przejaw ograniczania autonomii regionu przez rząd centralny w Pekinie.

Początkowo krytycy nowelizacji wyrażali swój sprzeciw w masowych, pokojowych marszach protestu. Podczas jednej z wielu takich demonstracji na ulice wyszły według organizatorów prawie dwa miliony osób, czyli mniej więcej jeden na czterech Hongkończyków. Nie przekonało to jednak władz regionu do wycofania projektu, choć prace nad nim zostały bezterminowo zawieszone. Od czerwca protesty stają się coraz bardziej gwałtowne i obecnie odbywają się nich niemal codziennie. Regularnie dochodzi również do starć demonstrantów z policją.

Urzędnicy w Pekinie i podporządkowane Komunistycznej Partii Chin media w Chinach kontynentalnych wielokrotnie sugerowały, że za protestami stoją „obce siły”. Rzeczniczka chińskiego MSZ Hua Chunying wzywała USA, aby „zabrały z Hongkongu swoje czarne ręce” i wyjaśniły, jaka jest ich rola w trwających demonstracjach.

Chińskie władze nie wykluczyły również możliwości pacyfikacji protestów przy użyciu wojska, choć wyrażały przekonanie, że rząd i policja Hongkongu poradzą sobie z problemem we własnym zakresie. Rzecznik chińskiego ministerstwa obrony Wu Qian przypomniał niedawno, że zgodnie z obowiązującym prawem lokalne władze Hongkongu mogą poprosić stacjonujący w regionie garnizon Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ALW) o pomoc w utrzymaniu porządku publicznego, jeśli zajdzie taka konieczność.

>>> Czytaj też: Produkcja przemysłowa w Niemczech runęła. To największy spadek od dekady