W wywiadzie dla NBC, Byrd, policjant z 28-letnim stażem, opisywał m.in. okoliczności, w których doszło do postrzelenia Babbitt. Jak stwierdził, zabarykadowane drzwi, których bronił, prowadziły do lobby przed salą obrad Izby Reprezentantów, gdzie schroniło się 60-80 kongresmenów i ich asystentów.

"Po tym jak zabarykadowaliśmy drzwi, byliśmy właściwie w potrzasku. Nie było drogi odwrotu, nie było drogi uczieczki" - mówił czarnoskóry policjant. "Wiem, że tego dnia uratowałem życie niezliczonej liczby osób. Wiem, że członkowie Kongresu, tak jak i moi koledzy i pracownicy, byli poważnie zagrożeni. Wykonałem swoją pracę" - dodał.

Byrd stwierdził, że przed oddaniem strzału wielokrotnie ostrzegał uczestników zamieszek, którzy próbowali przedrzeć się przez barykadę, że ma pistolet i będzie strzelał. Dodał, że na oddanie strzału czekał do ostatniego momentu, kiedy Babbitt próbowała przejść przez wybitą szybę drzwi. Byrd powiedział też, że poradził kongresmenom, by w razie gdyby napastnicy przedostali się przez barykadę, odpięli przypinki z garniturów, które mogłyby wskazywać, że są członkami parlamentu.

Policjant przyznał, że po tym, jak środowiska skrajnej prawicy odkryły jego tożsamość, był zmuszony się ukrywać, ze względu na otrzymywane pogróżki.

Reklama

"Mówili, że mnie zabiją, odetną mi głowę" - mówił oficer.

O tym, że tożsamość Byrda jest znana, wielokrotnie napominał były prezydent Donald Trump, który stwierdził, że Babbitt została "zamordowana przez kogoś, kto nigdy nie powinien był pociągnąć za spust". Trump insynuował też - wbrew faktom - że funkcjonariusz pracował dla wysoko postawionego polityka i wzywał do wyciągnięcia odpowiedzialności wobec policjanta.

Byrd powiedział, że kilkakrotnie eskortował Trumpa podczas jego wizyt w Kapitolu i poglądy polityczne są dla niego nieważne.

Śledztwo przeprowadzone przez prokuraturę federalną wykazało w kwietniu br., że Byrd miał powody sądzić, że jego życie lub życie chronionych przez niego kongresmenów było zagrożone.