Kiedy w piątek zbliżało się tornado, niektórzy pracownicy fabryki świec, Mayfield Consumer Products (MCP), po usłyszeniu syreny chcieli opuścić budynek. Według co najmniej pięciu z nich przełożeni ostrzegli ich, że zostaną zwolnieni, jeśli wyjdą przed zakończeniem zmiany - precyzuje NBC News.

Jak informowała stacja na wieść o nadchodzącym żywiole 15 pracowników prosiło, by szefowie pozwolili im schronić się w domach. Niektórzy w obawie o bezpieczeństwo, gdy spotkali się z odmową, wyszli nie zważając na reperkusje.

"Zginęło co najmniej osiem osób. Zakład został zrównany z ziemią, a po fabryce pozostały jedynie gruzy" – podkreśla NBC News.

Pierwszy ostrzegawczy dźwięk syren rozległ się tam w piątek ok godz. 17.30. Tornado nadeszło dopiero kilka godzin później.

Reklama

21-letnia pracownica tej firmy McKayla Emery, która doznała obrażeń, mówiła w szpitalu, że została w zakładzie aby dodatkowo zarobić, ale inni chcieli pójść do domu. Usłyszeli jednak od szefów, że mogą być zwolnieni z pracy.

"Słyszałam to na własne uszy"

"Jeśli odejdziesz, najprawdopodobniej zostaniesz zwolniony. (…) Słyszałam to na własne uszy" - przekonywała.

Potwierdzili to inni pracownicy, w tym 20-letni Elijah Johnson, który z kilkoma kolegami chciał się udać do domu. "Poprosiłem o pozwolenie na wyjście, a oni powiedzieli, że zostanę zwolniony. (…) Nawet przy takiej pogodzie jak teraz, wciąż zamierzacie mnie zwolnić? – zapytał. +Tak+, odparł kierownik” – cytuje Johnsona NBS News dodając, że firma zaprzecza zarzutom.

"To absolutna nieprawda. (…) Mamy politykę obowiązującą od początku istnienia Covid. Pracownicy mogą odejść w dowolnym momencie i wrócić następnego dnia" – argumentował Bob Ferguson, rzecznik MCP.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)