Przed szkołą podstawową, Robb Elementary School prezydent i pierwsza dama uczcili ofiary masakry w Uvalde. Złożyli tam kwiaty i modlili się przed upamiętniającym tragedię miejscem.

Przeszli przed białymi krzyżami z nazwiskami zabitych i okolonymi wieńcami z kwiatów zdjęciami 19 uczennic i uczniów, a także dwóch nauczycielek. Rozmawiali z dyrektorką Mandy Gutierrez i zebranymi przed szkołą ludźmi. „Potrzebujemy pomocy”, „Potrzebujemy zmian” skandowali zgromadzeni.

Amerykański przywódca z żoną uczestniczyli też w mszy świętej w kościele katolickim Sacred Heart Catholic Church. Przyszło tam 600 osób.

"Nasze serca są złamane. (…) Musimy razem podążać naprzód" – mówił arcybiskup San Antonio Gustavo Garcia-Siller - wzywając wiernych do wzajemnego wspierania się i szacunku dla dzielących ich różnic.

Reklama

Ponad trzygodzinne spotkanie prezydenckiej pary z rodzinami ofiar i ocalałych ze strzelaniny a także przywódcami religijnymi i społeczności Uvalde miało prywatny charakter.

"Ma on nadzieję, że uda mu się zaoferować choćby odrobinę pocieszenia, jeśli to możliwe" – mówił jeden z doradców Bidena.

Para prezydencka spotkała się także z pierwszymi ratownikami. Opuściła miasto helikopterem z eskortą kilku innych śmigłowców o godz. 18 (1 rano polskiego czasu) udając się do San Antonio, skąd samolotem mają się udać do Wilmington w Delaware.

Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiedziało w niedzielę śledztwo w sprawie reakcji organów ścigania na masową strzelaninę w Uvalde.

"Celem dochodzenia jest przedstawienie niezależnej oceny działań i reakcji organów ścigania tego dnia, a także wskazanie wniosków i najlepszych praktyk, które pomogą osobom udzielającym pierwszej pomocy w przygotowaniu się i reagowaniu w przypadkach strzelaniny" – głosi oświadczenie ministerstwa.

Śledztwo ma być przeprowadzone na prośbę burmistrza Uvalde, Dona McLaughlina.

W miniony wtorek 18-letni napastnik zastrzelił w Robb Elementary School dziewiętnaścioro uczniów i dwie nauczycielki. Organy ścigania obwiniane są o zwłokę w interwencji obecnych już w szkole funkcjonariuszy mimo telefonicznych błagań dzieci o pomoc.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)