Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad szykuje duże zmiany w zawieraniu kontraktów z wykonawcami. Chodzi o warunki szczególne, które są częścią umowy. Urzędnicy mówią, że po kilka latach zapisy trzeba odświeżyć, by dostosować je do nowych realiów, zmieniającego się rynku czy rozwijających się technologii. Branża budowlana przyznawała, że pewne zmiany są konieczne, jednak propozycje przedstawione przez GDDKiA są sporym zaskoczeniem. Od przedstawicieli firm wykonawczych słyszymy, że pojawiło się dużo zmian na gorsze. – Będzie to skutkować wzrostem cen w przetargach, bo trzeba będzie doliczyć określone ryzyko. W grę wchodzi też wydłużanie kontraktów – mówi nam przedstawiciel jednego z dużych wykonawców.
Listę poważnych zastrzeżeń firmy przekazały m.in. do Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, a ten po usystematyzowaniu wręczył ją władzom GDDKiA. Organizacja chce teraz przekonywać drogowców, by zrezygnowali z wprowadzania niekorzystnych poprawek.
Branży nie podoba się np. zapis mówiący o tym, że powodem do zerwania umowy z winy wykonawcy jest „podzlecanie jakiejkolwiek części robót bez akceptacji zamawiającego”. Budowlańcy uważają, że może to być łatwy pretekst do wyrzucenia z placu robót każdego wykonawcy. Przekonują, że przy napiętych terminach często się zdarza, iż z zamawiającym ustalane są jeszcze warunki umowy podwykonawczej, a na budowie już trzeba wykonywać określone prace, by zdążyć z całością kontraktu.
Wykonawców mocno dziwi też propozycja, aby zaliczki, które otrzymują od inwestora, były dzielone na 3–4 raty, a warunkiem wypłaty kolejnej z nich byłoby udowodnienie, że rozliczyło się z wydania poprzedniej. – Zaliczki to jest podstawa funkcjonowania w budownictwie. Na początku dostaję 10 proc. wartości kontraktu. Jeśli teraz będzie tak, że najpierw dostanę np. 1 czy 2 proc., dopiero potem kolejne 1 czy 2 proc. pod warunkiem rozliczenia poprzedniej transzy, pogorszy się moja płynność finansowa. To rozwiązanie niczemu nie służy, bo przecież i tak zamawiający musi przekazać te środki – tłumaczy nasz rozmówca.
Reklama
Branża uważa również, że niekorzystny jest zapis o narzucaniu waloryzacji trwających dłużej niż rok umów między generalnym wykonawcą a podwykonawcą. Większość mniejszych firm nie chce tego rozwiązania, bo zakłada, że w przypadku spadku cen ich zapłata też będzie mniejsza. Podwykonawcy działają zwykle bardziej krótkoterminowo i chcą mieć gwarancję wysokości zapłaty.
Przedstawiciele firm dziwią się też, że we wzorach umów brak jest jednoznacznego określenie odsetka kwoty kontraktowej, który rekompensowałby poniesione koszty w przypadku niezawinionego przedłużenia robót. Przedsiębiorstwa przypominają, że o takie rozwiązanie starają się od zeszłego roku.
Sprzeciw branży wywołuje również zapis, który przesądza o odpowiedzialności wykonawcy za „każdą utratę lub uszkodzenie robót, dóbr lub dokumentów spowodowane przez wykonawcę” już po wydaniu świadectwa przejęcia inwestycji. Firmy boją, że w przypadku jakichś szkód, to one będą musiały udowadniać, że to nie ich wina. W sytuacji, kiedy GDDKiA zwykle nie ma środków na utrzymanie i naprawy, może zrzucać odpowiedzialność za zniszczenia na firmy. Branża przypomina, że w przypadku jakichś niedoróbek, które wychodzą później, odpowiednim narzędziem są zobowiązania gwarancyjne.
Łącznie spore kontrowersje wywołuje ok. 20 różnych zapisów w proponowanym wzorze umowy z GDDKiA.
Szymon Piechowiak, rzecznik drogowej dyrekcji mówi, że propozycja szczególnych warunków kontraktu na razie jest na etapie konsultacji. – Czekamy na odpowiedzi od wszystkich organizacji branżowych. Potem problem będzie omawiany przez radę ekspertów, która działa przy Ministerstwie Infrastruktury. W jej skład wchodzą także przedstawiciele branży – zaznacza Piechowiak. Przyznaje, że słyszał o różnych krytycznych głosach, ale na razie nie chce ich komentować. – Liczymy na wypracowanie kompromisu. To nie jest tak, że zmienimy umowy po swojemu, bo przecież potem nikt ich nie będzie chciał podpisywać – dodaje. Na razie nie wiadomo, kiedy nowe zasady mogłyby wejść w życie.
Drogowcy chcą też niebawem wprowadzić inną rewolucyjna zmianę w relacjach z wykonawcami. Chodzi o znalezienie mechanizmu, który wyeliminowałby z przetargów firmy nierzetelne, często spóźniające się z robotami lub porzucające place budów. GDDKiA coraz głośniej mówi o konieczności wprowadzenia certyfikacji firm budowlanych. Niezależny podmiot zajmowałby się sprawdzeniem firmy pod kątem potencjału kadrowego i sprzętowego. Badałby także sytuację finansową przedsiębiorstwa, a także to, czy szefowie nie byli np. karani. GDDKiA rozważa też przyznawanie punktów za wywiązywanie się z terminów czy czarne listy, na które wpisywani byliby najbardziej nierzetelni.
– W lutym i marcu chcieliśmy te mechanizmy uzgadniać z Urzędem Zamówień Publicznych i z Ministerstwem Rozwoju. Wtedy wybuchła jednak epidemia. Teraz chcemy do tego wrócić i wypracować dobre rozwiązania – mówi nam rzecznik GDDKiA.