Polska jest zagłębiem producentów części motoryzacyjnych. Mówi się nawet o tysiącu firm w dużej mierze skupionych na produkcji części i komponentów, które znajdują zastosowanie tylko w pojazdach konwencjonalnych. Dlatego nasz kraj mocno dotknie szykowany zakaz. W tej branży pracuje ok. 160 tys. osób. Części powstają zwykle zarówno na potrzeby nowych, jak i używanych aut. Rzadko są to wytwórcy nastawieni tylko na tzw. pierwszy montaż pojazdów. Według szacunków Europejskiego Stowarzyszenia Dostawców Części Motoryzacyjnych (CLEPA) oraz PWC Strategy& przynajmniej 55 tys. osób pracuje w Polsce przy produkcji układów przeniesienia napędu pojazdów spalinowych. To bardzo ostrożna liczba zagrożonych miejsc pracy.
Są producenci np. wytwarzający opony czy fotele, których te zmiany nie dotkną. Druga grupa to ci, którzy mają szerokie portfolio produktów, jak na przykład Bosch czy Valeo. Oni powinni łatwiej dostosować się do zmian. Jednak firmy, które specjalizują się np. w układach wydechowych, będą miały wielki problem. Ostatnie dwa, trzy lata to niestety ciągłe zawirowania – najpierw pandemia COVID 19, potem wojna i kryzys gospodarczy. W efekcie nie ma co oczekiwać, że mniejsze polskie firmy motoryzacyjne w tej trudnej sytuacji znajdą środki, żeby przebranżowić się na produkcję do elektryków. Weźmy choćby baterie – to część rynku opanowana przez duże koncerny. Trzeba mieć know-how, pieniądze na inwestycje i dostęp do surowców, które wielcy gracze zabezpieczają sobie na lata do przodu.