Kilka miesięcy temu o programie tym było bardzo głośno, a rządzący Polską politycy zapewniali, że jego realizacja wprowadzić ma nas do europejskiej, ekologicznej czołówki. Zrobili, co mogli, pozyskując na jego realizację z KPO aż 1,6 mld zł, rozpisali nabór wniosków i wydawało się, że teraz wystarczy jedynie czekać na tłumy chętnych.
Można dostać 40 tys zł. wsparcia, ale Polacy wcale się nie palą
Ale stało się inaczej i po blisko dwóch miesiącach działania programu NaszEauto wszystko wskazuje na to, że Polacy niezbyt ochoczo garną się po dotację na nowe elektryczne samochody. Z informacji, do których dotarł Biznesalert wynika, iż chęć otrzymania dotacji na nowego elektryka w ciągu pierwszego miesiąca działania programu, wyraziło zaledwie 1007 chętnych, wśród których aż 671 stanowili właściciele firm. Jeszcze słabiej było w marcu, a jak wskazują dane, dostępne do 17 marca, dynamika przyjmowania wniosków jeszcze bardziej spowolniła. I kiedy w lutym składano średnio 39 wniosków dziennie, to w marcu liczba ta wyniosła już zaledwie 37.
A wydawać się mogło, że pomysł wspomagania Polaków dotacją na zakup, lub leasing nowych samochodów elektrycznych to będzie strzał w dziesiątkę, szczególnie że podniesiono limit ceny, za jaką zakupu takiego można dokonać. W tegorocznej edycji programu można było już celować w samochody warte do 276 tys. zł brutto, co jak wyliczyli specjaliści z Polskiego Stowarzyszenia Nowej Mobilności powodowało, że w grę wchodzi aż 90 modeli z segmentów A-D.
Rząd się głowi, jak zachęcić Polaków do brania dotacji
Przyjmowaniem wniosków o dopłaty, ich rozliczaniem oraz wypłacaniem pieniędzy zajmuje się Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska, którego pracownicy wyznali portalowi Biznesalert, że na razie nie wypłacili jeszcze żadnej dotacji. Skąd zatem ta zwłoka i to nawet względem nielicznej grupy osób, jaka zdecydowała się skorzystać z rządowego programu? Jednym z podawanych przez ekspertów powodu jest fakt, że pieniądze dostać można dopiero po zakupie samochodu i ubezpieczeniu go (OC i AC), albo wyleasingowaniu. A to znów wymaga najpierw zaangażowania własnych, całkiem niemałych pieniędzy.
Ludzi zniechęcać mogą też szczegóły programu, gdyż reklamowana kwota 40 tys. zł wsparcia to najwyższe z możliwych wsparć, a jak zwykle – diabeł tkwi w szczegółach.
„Podstawowa kwota dotacji dla osób fizycznych przy zakupie elektryka wynosi do 18 750 złotych. Ale z dodatkowymi premiami: 10 tysięcy złotych za zezłomowanie starego pojazdu (musi być użytkowany przez beneficjenta przez co najmniej trzy lata) i 11 250 złotych za dochody poniżej 135 tysięcy złotych brutto rocznie, może wzrosnąć do 40 tysięcy złotych” – wylicza Biznesalert.
Utrzymanie obecnego tempa naboru wniosków może spowodować, iż Polsce nie uda się wydać na ten cel całego 1,6 mld zł, bowiem wnioski składać będzie można jeszcze przez rok, do końca kwietnia 2026 roku. Rząd już zastanawia się, jak program uczynić bardziej atrakcyjnym, a pod uwagę brane jest między innymi rozszerzenie katalogu pojazdów, na jakie przysługiwać będzie dofinansowanie. Mówi się już nie tylko o autach osobowych (do 8 pasażerów), ale też o busach do przewozu osób, czy małych autach dostawczych