Eksperci Personnel Service wskazują, że najbardziej zagrożone są osoby zatrudnione na umowy-zlecenia, choć mający umowy o pracę też będą zwalniani. Najbardziej zagrożeni są pracownicy handlu – nawet milion z nich może stracić pracę. Eksperci przewidują, że jeżeli czarny scenariusz się sprawdzi, bezrobocie w Polsce wzrośnie nawet do 10 proc.

Z szacunków Personnel Service wynika, że do końca trwania stanu epidemicznego w Polsce pracę może stracić nawet 2 mln pracowników.

"Jeżeli tarcza antykryzysowa nie będzie wystarczająco mocno skupiona na zachowaniu płynności finansowej firm i wsparciu rynku pracy, dojdzie do załamania na niespotykaną skalę. W najtrudniejszej sytuacji będą zatrudnieni w ramach umowy-zlecenia, ale posiadający umowy o pracę też nie mogą spać spokojnie. Najwięcej zwolnień będzie oczywiście w handlu, który jako jeden z pierwszych odczuł skutki epidemii" – ocenia prezes Personnel Service i ekspert ds. rynku pracy Krzysztof Inglot.

>>> Czytaj też: Rząd przyjął ułatwienia dla firm na czas epidemii i po jej zakończeniu

Reklama

Dodał, że kryzys dotknie także branżę automotive (motoryzacyjną). "Kolejne zapowiadane zamknięcia fabryk w Niemczech, będące wynikiem braku komponentów z Hiszpanii i Włoch, praktycznie doprowadzą do wygaszenia sektora w Polsce na jakiś czas" – podkreślił Inglot.

Eksperci zwracają uwagę, że już w połowie marca o zawieszeniu produkcji poinformował m.in. Volkswagen. Podkreślają, że jeżeli w ciągu najbliższych kilku miesięcy pracę straci 2 mln Polaków, można się spodziewać, że bezrobocie wzrośnie z 5,5 proc. w lutym, do nawet 10 proc. w kolejnych miesiącach.

Z analiz Personnel Service wynika, że przemysł spożywczy, logistyka, e-commerce i branże nowych technologii, jako jedne z nielicznych będą się miały dobrze i nie odczują w znaczący sposób skutków epidemii. Zdaniem ekspertów istnieje wręcz duża szansa, że w tych sektorach będzie zwiększane zarówno zatrudnienie, jak i produkcja.

W dobrej kondycji – według analiz – jest też sektor budowlany. Obecnie na budowach praca nie jest przerywana, a personel pracujący na dużych przestrzeniach może liczyć na stabilne zatrudnienie.

"Na razie nie widać ani spadku liczby budów, ani zmniejszenia wymiaru pracy dla pracowników budowlanych. Przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności istnieje szansa, że inwestycje zostaną zakończone na czas. Nie wiadomo jednak, jaka będzie przyszłość tego sektora. Na razie nie ma decyzji co do nowych inwestycji, co oznacza, że już za pół roku czy rok możemy spodziewać się spadku zatrudnienia, jeżeli nie będzie nowych inwestycji" – ocenia Inglot.

Z kolei według Pracodawców RP propozycje zawarte w zaproponowanej przez rząd tzw. tarczy antykryzysowej idą w dobrym kierunku, ale wiele z nich wymaga zmiany. Eksperci wskazują, że w obliczu kryzysu, którego skutków nie sposób jeszcze przewidzieć, rozwiązania powinny iść dużo dalej i być bardziej elastyczne.

"W naszej ocenie tarcza antykryzysowa powinna skupiać się na dwóch zagadnieniach – zachowaniu płynności firm oraz utrzymaniu dotychczasowych miejsc pracy. Żeby to się udało pomoc należy wdrożyć jak najszybciej i nie można dopuścić do tego, żeby machina biurokratyczna spowodowała, że przedsiębiorcy otrzymają wsparcie dopiero za 20 czy nawet 30 dni" – wskazuje zastępca dyrektora generalnego Pracodawców RP Arkadiusz Pączka.

Jego zdaniem trzeba też zapewnić realną pomoc dla małych i średnich firm, które zatrudniają ponad 10 osób. Na ten moment – jak przypomina Pączka – ci pracodawcy mogą skorzystać jedynie z postojowego, podczas gdy mikroprzedsiębiorcy i samozatrudnieni mają mieć zniesione składki.

"Ostatni kluczowy obszar to pozwolenia na pracę dla cudzoziemców, którym w trakcie kwarantanny wygasa wiza. Chodzi głównie o Ukraińców, którzy powinni dostać automatycznie przedłużone pozwolenie na pracę na co najmniej trzy, a najlepiej sześć miesięcy. Dzięki temu unikniemy masowego odpływu kadry ze Wschodu z polskiego rynku pracy" – ocenia Pączka.

>>> Czytaj też: Polski dług przekroczy niebezpieczny poziom? MF: Mamy duży bufor bezpieczeństwa