Stypendium, które lekarz musiałby zwrócić w razie wyjazdu z kraju – to jeden z pomysłów resortu zdrowia na zmianę zasad finansowania rezydentur. Eksperci i szefowie szpitali wskazują na niedociągnięcia proponowanych rozwiązań.
W opublikowanym wczoraj na łamach DGP wywiadzie minister zdrowia Konstanty Radziwiłł stwierdził: „Rozważamy jeszcze inną opcję – żeby wynagrodzenia na rezydentury były wypłacane w formie stypendium. Ale byłby jeden warunek – lekarze musieliby potem pracować w Polsce. Jeżeliby chcieli wyjechać, musieliby zwrócić stypendium”.
Zdaniem większości ekspertów, których spytaliśmy o zdanie, mógłby być z tym problem, ponieważ rezydenci to lekarze z uprawnieniami i poza tym, że się szkolą, przyjmują pacjentów, biorą udział w operacjach itp. Pracują na etacie, a za to należy się płaca. Stypendium mogłoby być dobrym rozwiązaniem, o ile uzupełniałoby wynagrodzenie. W ten sposób mogłyby być zrealizowane podwyżki, o które postulują młodzi lekarze.
– Nie widzę możliwości prawnej żeby nawet w razie wyjazdu, zabierać komuś pensje za 5–6 lat wstecz (tyle trwa rezydentura – red.). To mogłoby spowodować jeszcze większy exodus za granicę – mówi jeden z szefów szpitala klinicznego.
Z kolei lekarski samorząd zwraca uwagę, że zmian wymaga cały system rezydentur, a nie tylko kwestia finansowania. – Mówimy tu o akredytowaniu jednostek, o przydzielaniu miejsc rezydenckich, o wynagrodzeniach, o kompetencjach, o czasie pracy – wylicza Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Wyjaśnia, że te różne aspekty zawsze są poruszane przy odpowiedzi na pytanie o liczbę medyków w Polsce. – Mamy za mało lekarzy specjalistów oraz lekarzy w czasie specjalizacji, czyli państwu powinno zależeć, by warunki ich kształcenia były jak najlepsze. Pomysł przedstawiony przez pana ministra nie jest kompleksowym rozwiązaniem problemów związanych z kształceniem podyplomowym – zwraca uwagę Hamankiewicz.
Reklama
Wprowadzenie zwrotnych stypendiów wymagałoby zmiany m.in. ustawy o zawodzie lekarza czy przyjętej w tym roku ustawy o minimalnych płacach w ochronie zdrowia (obejmuje też stażystów), a i tak mogłyby się pojawić wątpliwości, czy można wymagać odpracowania stypendiów państwowych tylko od jednej grupy zawodowej.
Także Tadeusz Jędrzejczyk, były prezes NFZ, a obecnie pracownik naukowy Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, uważa, że zwrotne stypendium lub pożyczka, która umarzana byłaby w zamian za podjęcie i kontynuowanie pracy w kraju, mogą być dobrym rozwiązaniem, ale jako uzupełnienie wynagrodzenia rezydentów. – Celem takiego dodatku powinno być to, by lekarz mógł zająć się specjalizacją zamiast brać nadmierną liczbę dyżurów. Wynagrodzenie wraz z dodatkiem powinno zapewniać mu dochód na poziomie średniej krajowej – uważa Jędrzejczyk.
Zwraca też uwagę, że jeśli podstawowe wynagrodzenie rezydenta nie byłoby opłacane już z budżetu, to szpitale powinny dostać na ten cel wsparcie, ponieważ rezydenci wypełniają luki w zatrudnieniu i są placówkom potrzebni.
Pomysł ministerstwa popiera eurodeputowany PiS i były wiceminister zdrowia Bolesław Piecha. – Sam, gdy kształciłem się w czasach PRL-u, dostawałem właśnie coś w rodzaju stypendium. Zakłady pracy fundowały je, a w zamian trzeba było odpracować w danym szpitalu określony czas – wspomina. Jego zdaniem system stypendiów powinien być powiązany z lepiej finansowanymi dyżurami rezydentów w szpitalach. Taki złożony system działa w Wielkiej Brytanii, gdzie system ochrony zdrowia jest, podobnie jak u nas, publiczny.
– Szpitale łatają rezydentami grafiki dyżurów, a chciałyby mieć wykształconego na koszt budżetu państwa specjalistę, bo w opłatach za jego naukę nie partycypują. Powinny zdawać sobie sprawę, że lekarzy w Europie nie przybędzie i w odpowiedzialny sposób zabiegać o to, aby to u nich znaleźli godne warunki szkolenia i nie emigrowali – mówi Piecha.

>>> Czytaj też: Będą zmiany w rządzie. Premier Szydło: Decyzja została podjęta