- Wkrótce można spodziewać się umowy. Żadnych szczegółów nie możemy na razie podać - mówią w PGNiG.
Nie wiadomo, ile będzie kosztować LNG, które od 2014 roku ma trafiać do gazoportu w Świnoujściu. Pewne jest, że będzie to kilkuletni kontrakt zawarty z jednym dostawcą.
Analitycy nie wątpią, że zawarcie stałego kontraktu na dostawy LNG ma sens, zwłaszcza z punktu widzenia bezpieczeństwa. Ekonomicznie to rozwiązanie jest wątpliwe. Według Grzegorza Pytla, eksperta Instytutu Sobieskiego, korzystniej byłoby zdecydować się na zakupy spotowe (doraźne).
- Przy odpowiednich możliwościach magazynowych byłaby to bardzo opłacalna strategia. Zwłaszcza w chwilach, gdy na rynkach pojawiają się nadwyżki gazu. Moglibyśmy je skupować po atrakcyjnych cenach - tłumaczy.
Reklama
Formuła spotowa zdobywa popularność wśród importerów, bo zapewnia większą elastyczność wobec zmian w popycie, pozwala redukować koszty i daje wyższe marże.
Radosław Dudziński, wiceprezes PGNiG, nie wyklucza, że część dostaw LNG realizowanych będzie właśnie w tej formule.
- Stawiamy pierwsze kroki na rynku LNG, ale naszą aspiracją jest, aby korzystać z dobrodziejstw transakcji spotowych. Właśnie dlatego zależy nam na zachowaniu w świnoujskim terminalu niewielkich wolnych mocy przeładunkowych - wyjaśnia.
Polska jest rynkiem, który zużywa stosunkowo mało gazu (14 mld m sześc.) w porównaniu z resztą Europy (Wielka Brytania na przykład konsumuje 130 mld m sześc. rocznie). Zdaniem eksperta IS z nadwyżkami surowca, które zaspokoiłyby nasze potrzeby, nie byłoby zatem problemu. Jak podkreśla, 2,5 czy nawet 7 mld m sześc. gazu, które w ciągu roku mogłyby trafiać do terminalu, to w skali Europy śladowe ilości.
Andrzej Piwowarski, międzynarodowy ekspert ds. przemysłu gazowniczego, uważa, że taka polityka zakupowa nie byłaby niczym wyjątkowym. Według niego widoczna jest tendencja do zawierania coraz to krótszych czasowo kontraktów, bo międzynarodowy rynek LNG goni za większymi zyskami na dostawach spekulacyjnych.