W zeszłym tygodniu poznaliśmy pełen skład Rady Polityki Pieniężnej trzeciej kadencji. Kadencja trwa sześć lat, obecnych dziewięcioro członków Rady pod przewodnictwem prezesa NBP będzie podejmowało decyzje o polityce pieniężnej i kursowej do stycznia 2016 r. Zatem jeżeli plany rządu będą realizowane, to właśnie za kadencji obecnej Rady Polska przyjmie euro.
FELIETON
Wielu analityków zadaje sobie pytania, jaka będzie obecna RPP. Analizują poglądy członków Rady na podstawie dorobku naukowego, publicystycznego oraz wypowiedzi i próbują przewidzieć wyniki głosowań nad zmianami stóp procentowych, a w obecnej kadencji również nad interwencjami walutowymi, które prawie na pewno wystąpią po wejściu Polski do ERM2, czyli do dwuletniej poczekalni przed przyjęciem do strefy euro. Jednak zanim napiszę o obecnej Radzie, warto spojrzeć na dwie poprzednie, ponieważ obie mają na koncie zarówno wielkie zasługi, jak i poważne błędy. Warto z tego wyciągnąć wnioski.
Rada pierwszej kadencji (1998 – 2004) stworzyła obecną strategię polityki pieniężnej opartą na bezpośrednim celu inflacyjnym oraz sprowadziła trwale inflację do niskiego poziomu. Po stronie minusów trzeba zapisać zbyt restrykcyjną politykę pieniężną – dwucyfrowe realne stopy procentowe – w okresie, gdy inflacja wynikała głównie ze wzrostu cen żywności i paliw, co doprowadziło do niepotrzebnego silnego spowolnienia gospodarczego i bezrobocia przekraczającego 20 proc.
Rada drugiej kadencji (2004 – 2010) dobrze poradziła sobie ze stabilizacją inflacji pomimo bardzo silnych szoków, jak potworna aprecjacja złotego po wejściu Polski do UE czy globalny kryzys finansowy i silne osłabienie złotego. Jednocześnie wstępne wyniki badań pokazują, że w tym okresie wahania produkcji w Polsce były mniejsze niż w innych krajach, co dobrze świadczy o jakości polityki pieniężnej. Poważnym błędem Rady drugiej kadencji było nieprzyjęcie rekomendacji, którą jako wiceprezes NBP przestawiłem razem z grupą ekonomistów NBP w styczniu 2005 r., o rozpoczęciu negocjacji z Komisją Europejską i EBC w celu wejścia Polski do ERM2. Gdybyśmy tę decyzję podjęli, to w drugiej połowie 2007 r. Polska spełniałaby wszystkie ekonomiczne kryteria członkostwa w strefie euro i po odpowiednich zmianach prawnych moglibyśmy przyjąć euro w styczniu 2008 r., prawdopodobnie po kursie zbliżonym do 4 zł. Niestety ta szansa została zaprzepaszczona i teraz Radę trzeciej kadencji czeka poważne wyzwanie.
Reklama
Wydawało się, że początki obecnej kadencji będą łatwe i nudne: inflacja w 2010 r. będzie się obniżała, trzeba tylko dobrze wybrać moment na rozpoczęcie serii stopniowych podwyżek stóp procentowych w dawkach po 25 punktów bazowych. A tymczasem mamy kryzys zadłużenia w Grecji i kilka kolejnych krajów (Hiszpania, Portugalia, Włochy, Irlandia), które mogą znaleźć się w podobnej sytuacji. Jeżeli Unii Europejskiej uda się zażegnać ten kryzys, to począwszy od 2011 r., rozpocznie się wzrost globalnej inflacji wynikającej ze wzrostu cen surowców i RPP będzie musiała zdecydować, w jakim stopniu reagować na ten wzrost stopami procentowymi. Jeżeli stopy zostaną podniesione zbyt wysoko,
wówczas może dojść do silnej aprecjacji złotego, zresztą już pojawiają się takie prognozy (niektóre mówią o kursie poniżej 3 zł za euro za kilka lat), co może oznaczać, że powtórzymy błąd Słowacji i wejdziemy do ERM2 i do euro ze zbyt mocnym kursem walutowym, a to zaszkodzi polskim eksporterom, a w skrajnym przypadku może doprowadzić wiele firm do bankructwa.
Członkostwo w ERM2 będzie znacznie poważniejszym wyzwaniem dla RPP, niż się dzisiaj wydaje, z dwóch powodów. Po pierwsze na podstawie analizy ścieżek zawodowych można ocenić, że kompetencje członków Rady w zakresie makroekonomii znacząco przewyższają kompetencje w zakresie funkcjonowania rynków finansowych. Co prawda decyzje dotyczące bieżącego realizowania operacji na rynkach finansowych należą do zarządu NBP (lub do prezesa/wiceprezesa upoważnionego przez zarząd), to jednak ramy tych działań wyznacza Rada. Szczególnie wielkim wyzwaniem będzie sytuacja, w której interwencje walutowe będą przynosiły duże straty finansowe. Taka sytuacja jest dosyć prawdopodobna i już miała miejsce w latach 90. Drugim problemem jest przyjęty styl komunikacji, gdy każdy członek RPP mówi mediom, co chce, najczęściej złapany w pół kroku na korytarzu w przerwie konferencji lub seminarium. Łatwo sobie wyobrazić, co będzie się działo na rynku walutowym po wejściu do ERM2, gdy zostanie utrzymana taka kakofonia głosów, i jednego dnia ktoś od niechcenia powie, że nie wyklucza decyzji o rewaluacji parytetu.
Jak widać, nie będzie łatwo. Jest jeszcze czas, żeby się przygotować do stawienia czoła opisanym wyzwaniom. Jeżeli chcemy skutecznie zdać test ERM2, to sposób komunikacji RPP z rynkami finansowymi musi ulec zmianie, a bank centralny musi pojawić się na rynku walutowym, aby zacząć zbierać doświadczenia. Ale najważniejsze jest zaufanie i dobra współpraca poszczególnych organów NBP.