Dziś rząd zdecyduje, jak ostatecznie będzie wyglądał projekt budżetu na przyszły rok. Ale już wczoraj poznaliśmy jego najważniejsze założenia: 40,2 mld zł deficytu budżetowego, 15 mld zł przychodów z prywatyzacji, wzrost PKB na poziomie 3,5 proc. oraz średnioroczna inflacja na poziomie 2,3 proc.
Nie zaskoczyły one ekonomistów, były dobrze znane od czasu przyjęcia przez gabinet Donalda Tuska wieloletniego planu finansowego. Jednak w ocenie budżetu eksperci są podzieleni.
– Liczby wyglądają dobrze. Założono przyzwoity wzrost gospodarczy, widać wysiłki na rzecz ograniczania deficytu – ocenia prof. Witold Orłowski, ekonomista firmy doradczej PricewaterhouseCoopers.
Jego zdaniem ten projekt budżetu to znak, że rząd zdaje sobie sprawę z zagrożenia, jakim jest wzrost długu publicznego, i chce temu przeciwdziałać. Deficyt budżetowy jest mniejszy o prawie 5 mld zł od prognozowanego pierwotnie.
Reklama
Profesorowi Krzysztofowi Rybińskiemu, byłemu wiceprezesowi NBP, nie podoba się przede wszystkim zbytnia zachowawczość rządu Donalda Tuska w poszukiwaniu oszczędności, choćby rezygnacja z ambitnego projektu reformy rolniczych ubezpieczeń. – To budżet poniżej planu minimum. Działania rządu nie gwarantują zahamowania wzrostu długu publicznego – twierdzi prof. Rybiński.

Wsparcie NBP

Te obawy częściowo podziela wiceminister finansów Hanna Majszczyk, która przyznała wczoraj, że ryzyko przekroczenia przez dług publiczny w 2011 r. 55-procentowego progu ostrożnościowego jest bardzo duże. Mimo to w budżecie na 2011 r. zostaną utrzymane wydatki na obronność kraju w wysokości 1,95 proc. PKB – zapewniła Majszczyk.
W projekcie budżetu zapisano także 1,7 mld zł, jakie do kasy państwa może wpłynąć z zysku Narodowego Banku Polskiego. – Tak zakłada plan finansowy, jednak ze względu na dużą wrażliwość omawianej wielkości na czynniki zewnętrzne nie można być pewnym, że wymienione kwoty ukształtują się na zaplanowanym poziomie – mówi „DGP” Zdzisław Sokal, wiceprezes NBP.

Miliardy z prywatyzacji

Zdaniem ekspertów nie ma też gwarancji, że Ministerstwo Skarbu zrealizuje wszystkie prywatyzacyjne plany. Przychody ze sprzedaży państwowego majątku w 2011 r. zaplanowano na poziomie 15 mld zł wobec 25 mld zł planowanych w tym roku. – Co z tego, że rząd zaplanował miliardowe wpływy. To, ile uda się uzyskać ze sprzedaży państwowych firm, będzie jasne dopiero wtedy, gdy znajdą się na nie chętni – mówi Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Ekonomista Hubert Janiszewski uważa, że przeszacowano nie tylko skalę prywatyzacji, ale też większość pozycji po stronie wpływów do państwowej kasy. Ale to akurat cechuje każdy przedwyborczy budżet.
Zmarnowana szansa
prof. Dariusz Rosami
ekonomista, były szef MSZ
Poznaliśmy główne założenia przyszłorocznego budżetu. Czy uda się je zrealizować?
Deficyt budżetowy na poziomie 40,2 mld zł to realne założenie. Ale poziom inflacji uważam za niedoszacowany. Jeśli prognozuje się 3,5-proc. wzrost gospodarczy i ożywienie gospodarcze, to inflacja będzie wyższa, w granicach 2,5 – 2,8 proc. Problemem może być też osiągnięcie zakładanego wzrostu gospodarczego, jeżeli RPP zacznie szybko podnosić stopy procentowe.
Założenia budżetowe są zbyt optymistyczne?
To jest budżet bardzo krótkookresowy. Zmarnowano kolejny rok, nie usuwając systemowych przyczyn wzrostu wydatków publicznych. Ale właściwie trudno się dziwić po słowach premiera, że „ważne jest tu i teraz” i nie należy słuchać rad ekonomistów.
Jakich działań oczekiwałby pan od ministra Rostowskiego?
Największym marnotrawstwem jest niski wiek emerytalny. Dlatego jedno z najważniejszych źródeł oszczędności dla budżetu to wydłużenie wieku emerytalnego kobiet do 65 lat. Już w pierwszym roku po wprowadzeniu reformy mogłoby to dać ok. 3 mld zł oszczędności. Wyłączenie z KRUS ok. 400 tys. najzamożniejszych gospodarstw przyniosłoby kolejne 3 – 3,5 mld zł.
ikona lupy />
prof. Dariusz Rosati ekonomista, były szef MSZ Fot. Rafał Siderski / DGP