Pierwszy, negatywny, to fakt, że wyasygnowana w niedzielę pomoc dla Irlandii nie uspokoiła rynków długu i walutowego. Pozytywny czynniki to podobno bardzo dobry początek sprzedaży świątecznej.

Ocena rozpoczęcia tego sezonu budziła jednak nieco wątpliwości. National Retail Federation (NRF) twierdzi, że ilość ludzi w sklepach w czasie weekendu zwiększyła się o 8,7 proc. Poza tym nadal prognozowano wzrost sprzedaży świątecznej o 2,3 proc. (po wzrośnie o 0,4 proc. w 2009 i spadku o 3,9 proc. w 2008 roku). Mówiono tez o dużej sprzedaży w Internecie. Jednak inna organizacja, ShopperTrak, twierdzi, że w Czarny Piątek, który jest zazwyczaj dniem największej aktywności, klientów było o 2,2 proc. więcej niż rok temu, ale sprzedaż wzrosła jedynie o 0,3 proc. (oczekiwano 3 proc.). Ludzie tłoczyli się, ale przede wszystkim oglądali.

Gracze byli niezbyt zachwyceni i indeks sektora sieci sprzedaży detalicznej tracił ponad jeden procent, ale na szeroki rynek wpływały wypowiedzi zachwyconych sprzedażą gadających głów. Przede wszystkim pocieszano się tym, że jest lepiej niż rok temu, a być może będzie jeszcze lepiej. Poza tym trwał tzw. Cyber Monday, czyli dzień w którym najmocniej rośnie sprzedaż w Internecie.

Na rynku akcji, mimo początkowego spadku indeksów o ponad jeden procent, panował dziwny spokój. Indeksy spadać mocniej nie chciały, mimo że powód miały. Jeśli pomoc dla Irlandii nie poprawiła nastrojów na rynku walutowym to można się założyć, że i dla Portugalii nie pomoże, a to pociągnie za sobą atak na Hiszpanię. To każdy inwestor powinien już widzieć. Tymczasem na dwie godziny przed końcem sesji zaczęły nagle drożeć spółki w sektorze finansowym (jak pamiętamy ma on potężne problemy), co szybko redukowało straty na indeksach.

Reklama

Udało się zakończyć dzień naprawdę znikomymi stratami. Rynek najwyraźniej chce dobrze zakończyć miesiąc i liczy na chwilowe uspokojenie, które pomoże w dobrym zakończeniu roku. Poza tym Amerykanie (błędnie) uważają, że problemy Europy ich nie dotyczą. Wynik jest jednak oczywisty: korekta w górę się przedłuży, ale ostrzegam, że to nadal może być budowanie prospadkowej flagi.

W Polsce w poniedziałek złoty od początku powielał ruchy kursu EUR/USD i europejskich indeksów giełdowych. Mocno spadające indeksy (europejskie) i duży spadek EUR/USD doprowadził do dawno już niewidzianej przeceny. Zarówno kurs USD/PLN jak i EUR/PLN wyczerpały minimalne zakresy wzrostów kursów wynikające z rozpoczynających je formacji, ale to nie znaczy, że to już zakończy te wzrosty.

GPW od początku poniedziałkowej sesji nie podzielała optymizmu zachodnich Europejczyków. Gracze najwyraźniej wychodzili z założenia, że brak wojny między Koreami to za mało na wzrosty indeksów, sprzedaż detaliczna w USA nie jest wcale tak bardzo znakomita, a pakiet dla Irlandii jest od dawna zdyskontowany. Nasz rynek znowu (często tak bywa) miał rację. Indeksy na innych giełdach już przed południem spadały po ponad jeden procent (potem było dużo gorzej). WIG20 spadał nieco mniej, bo byki broniły wsparcia, które dla WIG20 jest na poziomie 2.600 pkt. Odnotować trzeba, że gwałtownie załamał się obrót. Tak mały obrót na spadku jest pozytywnym sygnałem. Nie ma gwałtownej presji podaży, a z tego wynika, że rynek dojrzał do wzrostowej korekty. Potrzebny jest mu spokój na rynku długu PIIGS i dobre dane w USA. O to pierwsze będzie jednak trudno.