Mimo kryzysu na Polaków czekają dziesiątki tysięcy ofert pracy w Europie Zachodniej, w tym kilkakrotnie więcej stanowisk dla specjalistów niż jeszcze rok temu. Najwyższe stawki oferuje teraz polskim pracownikom Norwegia.
Choć w Unii Europejskiej poziom bezrobocia sięga 10 proc., a gospodarka z trudem przełamuje recesję, pracy na Zachodzie jest dla Polaków w bród. Najbardziej popularne portale pośrednictwa pracy oferują już kilkakrotnie więcej stanowisk dla specjalistów niż jeszcze rok temu. Na stronach Pracuj.pl można ich znaleźć prawie 4 tys., a pod adresem Infopraca.pl prawie dwa razy tyle. Z ofert największych agencji zatrudnienia wynika, że tylko w Hiszpanii, Portugalii, Grecji i Irlandii nie ma co szukać zajęcia.

Proste prace są tanie

Cięcia i zwolnienia w UE nie mają dużego wpływu na liczbę ofert dla Polaków, ponieważ jesteśmy dobrymi i stosunkowo tanimi pracownikami. – Przez siedem lat członkostwa w Unii zdobyliśmy bardzo dobrą opinię jako pracownicy. Teraz zachodnie firmy chętnie nas zatrudniają, bo to pozwala na ograniczenie kosztów. W Wielkiej Brytanii na porównywalnym stanowisku Polak otrzyma 3 – 4 funty za godzinę mniej niż Brytyjczyk – mówi „DGP” Przemysław Osuch z agencji pracy Adecco.
Nie każda oferta pracy w Europie Zachodniej jest więc atrakcyjna. Specjaliści ostrzegają: proste zajęcia w Wielkiej Brytanii czy we Francji przy sprzątaniu pokoi hotelowych, obsłudze restauracji albo opiece nad osobami starszymi pozwolą tylko na życie z dnia na dzień, bez szans na odłożenie konkretnych oszczędności czy założenie rodziny.
Reklama
– Taki pracownik może zarobić 6 – 7 funtów za godzinę brutto, 1 – 1,2 tysiąca funtów miesięcznie. A wynajęcie kawalerki w przeciętnej dzielnicy Londynu to już wydatek 600 – 700 funtów miesięcznie – wskazuje Osuch. Jak mówi nam Joanna Wieliczko z Jobland.pl, specjalizująca się w ofertach pracy z Wielkiej Brytanii, w wielu miejscach niewykwalifikowanym osobom (pracownicy kawiarni, hoteli, opiekunki do dzieci) pracodawcy oferują minimalna krajową stawkę, czyli 5,93 funta brutto na godzinę. O bonusach nie ma mowy.
W Holandii pakowacz warzyw i kwiatów bez żadnych kwalifikacji zarobi 1400 euro miesięcznie (ok. 5470 zł). Od tego trzeba odjąć ubezpieczenie chorobowe wpłacane przez pracownika (ponad 18 euro tygodniowo) oraz koszty zakwaterowania (82 euro tygodniowo). Do tego dochodzą oczywiście o wiele większe niż w Polsce koszty żywności czy rozrywki.

Specjalistom łatwiej

Znacznie lepszą strategią jest zdobycie przed wyjazdem z Polski specjalistycznego wykształcenia, poszukiwanego w bogatszych krajach UE. Już pielęgniarka, która ukończyła studia i nieźle zna angielski, może liczyć na 10 – 11 funtów za godzinę pracy.
Obecnie agencja Gi Group poszukuje pielęgniarek i pielęgniarzy do pracy w państwowych szpitalach w Londynie. Wynagrodzenie to 25 tys. – 38 tys. euro rocznie, w zależności od umiejętności. Wymagania: bardzo dobra znajomość angielskiego, wykształcenie wyższe kierunkowe (z kwalifikacjami RMN) oraz co najmniej dwa lata doświadczenia.
Oferty z Wielkiej Brytanii warto także regularnie sprawdzać, bo wśród standardowych, przeciętnych ogłoszeń zdarzają się o wiele bardziej atrakcyjne. Agencja Jobland niedawno poszukiwała techników potrafiących naprawiać telefony komórkowe Nokia i BlackBerry. Pensja: 15 – 16 tys. funtów rocznie brutto. Jednak zanim taka osoba otrzyma pracę, brytyjskie władze starannie zweryfikują, czy rzeczywiście posiada odpowiednie kwalifikacje – ich potwierdzeniem będzie specjalny brytyjski PIN.

Niemcy otwierają rynek

Możliwości pracy w Unii gwałtownie wzrosną 1 maja, kiedy Niemcy i Austria otworzą swoje rynki pracy. Stowarzyszenie niemieckich regionalnych kas chorych AOK spodziewa się, że w ciągu trzech pierwszych lat 400 – 500 tys. Polaków znajdzie zajęcie w Republice Federalnej (ambasada RP w Berlinie spodziewa się 300 – 400 tys. osób). Na razie nie ma więc, co prawda, mowy o podobnym exodusie jak w 2004 r. do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Jednak mimo wszystko emigracja zarobkowa za Odrę może doprowadzić do znaczącego obniżenia poziomu bezrobocia w Polsce i przynajmniej częściowego wyrównania stawek, chociażby w regionach granicznych. Na razie różnice te pozostają znaczące.
Zdaniem Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej blisko dwie trzecie firm cierpi na brak specjalistów. Choć do otwarcia rynku pracy pozostało jeszcze trzy miesiące, do agencji rekrutacji pracowników działających w Polsce coraz liczniej zgłaszają się niemieccy przedsiębiorcy. Poszukiwani są w szczególności wykwalifikowani pracownicy budowlani, jak spawacze i monterzy czy operatorzy frezarek.
Duże wzięcie mają także pracownicy wykwalifikowani zakładów motoryzacyjnych i przetwórstwa spożywczego.
W Niemczech brakuje tysięcy pielęgniarek i przeszkolonych opiekunów dla osób starszych (ze względu na trwającą od 40 lat zapaść demograficzną tamtejsze społeczeństwo należy do najstarszych w Europie). Zdaniem Aleksandry Świrząd z agencji Omega Ressources za Odrą jest ogromne zapotrzebowanie na kelnerów, obsługę hoteli, personel zajmujący się sprzątaniem. Stawki – 1,3 – 2 tys. euro brutto – są co prawda porównywalne z tymi w Wielkiej Brytanii, jednak system podatkowy w Niemczech faworyzuje rodziny z dziećmi. Zapewnia także większe subwencje socjalne.
Na wyższe zarobki w Niemczech mogą liczyć specjaliści. W Republice Federalnej w szczególności brakuje lekarzy. Ci, którzy mają drugi stopień specjalności, mogą liczyć nawet na uposażenie 5 tys. euro miesięcznie brutto. Agencja Ontos ma ofertę dla polskich lekarzy, zgodnie z którą zarobki zaczynają się już od 65 tys. euro rocznie. Do tego dochodzi dofinansowanie zakwaterowania oraz pomoc w pokryciu kosztów związanych z przeprowadzką. Podstawowym warunkiem jest jednak dobra znajomość niemieckiego.

150 tys. Polakow w Holandii

Bez większych problemów po 1 maja posadę będą mogli zdobyć m.in. spawacze, operatorzy specjalistycznych maszyn, kierownicy budów, architekci. – Otrzymaliśmy ofertę od jednego z niemieckich pracodawców, producenta okien dachowych i systemów solarnych. Poszukuje pracowników produkcyjnych w firmie. W ofercie między innymi bezpłatne zakwaterowanie, bezpłatne posiłki oraz 8,5 euro netto za godzinę – mówi Sebastian Krajewski z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Opolu.
Na równie dobre warunki pracy można liczyć w Holandii. To kraj, gdzie pracuje w tej chwili około 150 tys. naszych rodaków i liczba ta systematycznie rośnie.
Holendrzy poszukują już nie tylko zbieraczy tulipanów, lecz także wykwalifikowanych robotników. Monter rurociągów okrętowych może liczyć na 12 euro brutto za godzinę pracy. Wymagania to wykształcenie techniczne, umiejętność czytania asymetrycznego rysunku, znajomość technologii kielichowania rur z zastosowaniem elementów złącznych. I przede wszystkim komunikatywna znajomość języka angielskiego lub niemieckiego. Operator hutnik pracujący przy wytapianiu aluminium otrzyma w Holandii minimum 13 euro za godzinę.

W innych krajach gorzej

W ostatnim czasie pojawiło się dużo ofert z Belgii dla informatyków (stawki 3 – 4 tys. euro brutto miesięcznie). Z kolei we Francji potrzebni są inżynierowie specjalizujący się w budowie dróg, mostów i konstrukcji stalowych (podobne stawki).
Wymagającymi pracodawcami są Czesi. – Przed kryzysem mieliśmy ponad sto ofert pracy z Czech, we wszystkich dziedzinach. Teraz tych ofert jest znacznie mniej, a Czesi skoncentrowali się na wysokiej klasy specjalistach: badania i prace inżyniersko-technologiczne, procesy membranowe, operatorzy CNC, technicy kontroli jakości czy menedżerowie sprzedaży – twierdzi Sebastian Krajewski.
Jednak wynagrodzenie w Czechach nie jest atrakcyjne. Wspomniany specjalista procesów membranowych zarobi od 800 do 1200 euro miesięcznie, a technik kontroli jakości około 4 euro za godzinę.
Wyższe stawki oferuje Norwegia, jeden z najbogatszych krajów świata. Dobry kucharz w Oslo może liczyć na 130 koron za godzinę brutto (ok. 65 zł), natomiast wyspecjalizowani pracownicy budowlani, jak monterzy konstrukcji stalowych, hydraulicy przemysłowi i ślusarze – 150 koron za godzinę brutto (75 zł). Jeszcze wyższe (155 koron) stawki otrzymują pielęgniarki dyplomowane, fizykoterapeuci, farmaceuci. Jednak Norwegowie są wymagający. Zwykle angażują osoby, które mają przynajmniej 2 – 3-letnie doświadczenie zawodowe – tłumaczy Przemysław Osuch z Adecco.
Na najwyższe stawki w Norwegii mogą liczyć wyspecjalizowani w wąskich branżach inżynierowie. W ich przypadku pracodawcy negocjują jednak indywidualne kontrakty.
Inne stawki obowiązują w Europie Południowej. Wśród nielicznych ofert skierowanych do Polaków z krajów tego regionu przeważają sezonowe propozycje z sektora turystycznego: dla animatorów rozrywki czy instruktorów tańca. Praca 8 – 12 godzin dziennie, 6 dni w tygodniu. Zarobki to 500 – 1500 euro miesięcznie. Jednak zakwaterowanie i wyżywienie gwarantuje pracodawca, nierzadko na terenie ekskluzywnych hotelów.

A może Zatoka Perska?

Polacy coraz rzadziej decydują się na wyjazd poza Europę, bo zwyczajnie przestaje się to opłacać. Z agencji zatrudnienia zniknęły oferty ze Stanów Zjednoczonych i z Kanady – kierunków, które jeszcze kilka lat temu należały do żelaznego kanonu polskiej emigracji. Stawki są tam nie tylko niższe niż w Europie Zachodniej, lecz także dochodzą koszty przelotu oraz ryzyko spadku realnej wartości płac z powodu słabego dolara.
Jedynym wciąż popularnym kierunkiem spoza naszego kontynentu jest Zatoka Perska. Tu nie płaci się podatków dochodowych, pracodawcy zapewniają mieszkanie, raz do roku lotniczy bilet do domu, a także szkoły dla dzieci. Również zarobki są wyraźnie wyższe niż w państwach Unii.
Pielęgniarka może więc liczyć na 2,5 tys. euro miesięcznie, natomiast inżynier przynajmniej 5 tys. euro miesięcznie.
W Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Kuwejcie czy Katarze nie poszukuje się osób, które nie mają konkretnych kwalifikacji, bo proste prace od dawna wykonują imigranci z Bangladeszu, Indii czy Pakistanu. Brakuje natomiast wysoko wykwalifikowanych pracowników, często w budownictwie. Jeden z przykładów podaje kierownik ds. rekrutacji w agencji Jobland Grzegorz Nagórka: architekt fasad aluminiowych w Katarze może liczyć na 15 – 18 tys. zł miesięcznej pensji (przy sześciodniowym tygodniu pracy) i 30 dni urlopu rocznie. Na niewiele gorsze warunki mogą liczyć lekarze z drugim stopniem specjalizacji. Trzeba jednak pamiętać o trudnych warunkach klimatycznych i kulturowych życia w krajach Zatoki Perskiej.
PRAWO
Jak rozliczyć dochody zagraniczne
Podatnik, który zamieszkuje w Polsce lub tu ma centrum interesów, musi rozliczyć w urzędzie skarbowym wszystkie światowe dochody przy uwzględnieniu odpowiedniej metody unikania podwójnego opodatkowania.
Za osobę mającą miejsce zamieszkania w Polsce uważa się osobę fizyczną, która: posiada na terytorium RP centrum interesów osobistych lub gospodarczych (ośrodek interesów życiowych) lub przebywa na terytorium RP dłużej niż 183 dni w roku. Jednak nie w każdym przypadku należy składać zeznanie roczne PIT. Umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania, które Polska zawarła z innymi krajami, określają dwie metody, które decydują, czy należy rozliczać dochody zagraniczne.
Pierwsza to: metoda wyłączenia z progresją (dotyczy dochodów np. z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Hiszpanii, Francji, Włoch, Norwegii, Szwecji, Szwajcarii, Kanady). Polega ona na tym, że w Polsce nie opodatkowuje się dochodu osiągniętego za granicą, który jest zwolniony z PIT na podstawie umów o unikaniu podwójnego opodatkowania. Jednak dla ustalenia stawki podatku od pozostałego dochodu (tzn. osiągniętego w Polsce) stosuje się stopę procentową obliczoną z uwzględnieniem zagranicznych dochodów. W tym przypadku trzeba złożyć zeznanie PIT, tylko gdy uzyskaliśmy dochody w kraju i za granicą. Gdy uzyskamy tylko zagraniczne dochody, nie składa się zeznania i nie oblicza stopy procentowej.
Druga forma unikania podwójnego opodatkowania (mniej korzystna) jest realizowana metodą proporcjonalnego odliczenia (dotyczy dochodów np. z Belgii, Holandii, Rosji, Islandii, USA).
Polega ona na tym, że dochód osiągany za granicą jest opodatkowany w Polsce, ale od podatku obliczonego od całości dochodu (polskiego i zagranicznego) odlicza się podatek zapłacony za granicą. Jeżeli jednak podatek należny w Polsce przewyższa sumę zapłaconą zagranicznemu fiskusowi, to trzeba różnicę dopłacić.
Przy zastosowaniu metody odliczenia proporcjonalnego obowiązek wykazania w zeznaniu PIT dochodu uzyskanego za granicą istnieje zawsze, bez względu na to, czy oprócz dochodów z zagranicy podatnik uzyskał w Polsce inne dochody opodatkowane według skali.
W tym jednak przypadku polski podatnik może skorzystać z tzw. ulgi abolicyjnej określonej w ustawie o PIT.
Zaczyna się dobry czas dla pracowników i kiepski dla pracodawców
Czy jakiś kraj może być dla polskich profesjonalistów szukających pracy taką samą ziemią obiecaną, jaką jeszcze kilka lat temu była Wielka Brytania?
Niemcy. Zdecydowanie. Pięknie wyszły z kryzysu, wkrótce będą zieloną wyspą, ale ich specjaliści szacują, że do utrzymania obecnego tempa wzrostu potrzebują 300 – 400 tysięcy nowych pracowników. Za wszelką cenę starają się ściągnąć wykwalifikowaną siłę roboczą. Oferują darmowe kursy językowe i zabezpieczenie socjalne. Każdy, kto będzie pracował tam, a w Polsce zostawi dziecko, będzie mógł liczyć na zasiłek.
Poza Niemcami który kraj będzie szczególnie popularny wśród Polaków?
Prawdopodobnie Holandia, choć Holendrzy obawiają się, że zdecydowana większość Polaków zainteresowana pracą za granicą wyjedzie do Niemiec. Wiele holenderskich firm ma nadzieję, że Polacy pracujący w Niemczech będą pełnić rolę agentów, którzy zaczną ściągać krewnych i polecać znajomych do Holandii. O popularności Holandii decyduje specyfika tamtego rynku. Oferty dla Polaków często zawierają pakiet – nie tylko praca, lecz także mieszkanie i opieka językowa. Oczywiście za dopłatą. Firmy prowadzą nowych pracowników za rączkę.
Jest duża różnica w kwalifikacjach między polskim a holenderskim nadzorcą budowy?
Polacy nie mają jeszcze tej przebojowości potrzebnej na Zachodzie, nie potrafią dobrze napisać CV czy dynamicznie się zaprezentować. Jednak pod względem kwalifikacji nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów. Z badań wiadomo, że Brytyjczycy i Norwegowie bardzo cenią Polaków m.in. za wszechstronność.
Jacy specjaliści będą wyjeżdżać najczęściej?
Raczej nie informatycy, ponieważ ci dobrze zarabiają w kraju. Przykład: Niemcy mieli specjalny program zachęcający polskich komputerowców do osiedlania się u nich. I nie było wielu chętnych. Nie obawiałabym się również odpływu inżynierów. Wyjadą głównie pracownicy fizyczni, których zawód wymaga specyficznych umiejętności, np. wykwalifikowani rzeźnicy czy fryzjerzy.
Pieniądze to jedyny bodziec skłaniający do wyjazdu?
Nie jedyny, ale bardzo ważny. Znam rzeźnika, który za swoją pracę w Hajnówce dostawał 1100 zł miesięcznie. Po wyjeździe razem z rodziną do Holandii wykonuje tę samą pracę. Po opłaceniu mieszkania i wszystkich rachunków, zostaje mu 600 euro na przeżycie. Dla niego to bardzo dużo pieniędzy. Decyduje również niezadowolenie z polskich warunków, np. panujących układów na rynku pracy czy braku odpowiedniej infrastruktury dla dzieci. Kuszący jest również brak granic, bliskość atrakcyjnych rynków pracy. Człowiek myśli sobie: to tak blisko, że nie zaszkodzi spróbować. Można wsiąść w samochód, a w razie czego wrócić.
Czy drenaż wykwalifikowanej siły roboczej w Polsce będzie bardzo dotkliwy dla naszej gospodarki?
Nie będzie gwałtowny, ale na pewno go odczujemy. Polscy pracodawcy już się niepokoją. Prawdopodobnie pod koniec roku nasz rynek zacznie być rynkiem pracowników. Pracodawcy będą musieli podwyższać płace, prawdopodobnie wzrośnie inflacja.
ikona lupy />
prof. Krystyna Iglicka | ekspert polskiego rządu od polityki migracyjnej, ekonomista i demograf społeczny Fot. W. Górski / DGP