Przykładem kraju, który istotnie zyskał na wspólnej walucie, są Niemcy. W ostatniej dekadzie zdołały utrzymać swój udział w globalnym handlu, co w okresie rosnącej konkurencji azjatyckiej jest osiągnięciem. W znacznej mierze było to zasługą integracji europejskiej, gdzie coraz bardziej zamożne kraje z peryferiów Europy konsumowały coraz więcej niemieckich towarów. Ale ten błogostan trwać nie mógł wiecznie, przyszedł kryzys i okazało się, że większość rachunków będą musieli pokryć niemieccy podatnicy. Nie ma więc co się dziwić, że kiedy pojawiły się poważne problemy, i to takie, za które trzeba zapłacić znacznie więcej niż za rozszerzenie, Niemcy zgodziły się na propozycje Francji, aby najważniejsze kwestie europejskie (czyli finansowe) załatwiać w węższym gronie. Zgodziły się tym samym na działanie stojące w sprzeczności z szerokim politycznym projektem UE. Ma to swoje uzasadnienie, bowiem niewypłacalność Grecji jest znacznie poważniejszym problemem dla Niemiec i Francji niż niewypłacalność Węgier. Bankructwo Węgier nie zachwiałoby stabilnością strefy euro, ale Grecji, poprzez efekt zarażenia, już tak.
Sprawy dotyczące strefy euro i tak zawsze były załatwiane w węższym gronie. Wspólny bank centralny był jedną nogą stabilności wspólnej waluty, drugą musi być polityka fiskalna i podobna konkurencyjność gospodarek. Poprzez ścisłą koordynację kraje strefy euro będą chciały uniknąć powtórki z kryzysu, który unaocznił narastające przez lata problemy. Wszystkie kraje PIGS straciły bowiem w ciągu ostatniej dekady swą konkurencyjność i popadły w tarapaty fiskalne, jedne z powodu rozrzutnej polityki fiskalnej (Grecja, Portugalia), inne z niewłaściwego nadzoru nad sektorem finansowym (Irlandia, Hiszpania), ale we wszystkich czterech w ostatniej dekadzie szybko wzrosły płace, co przyczyniło się do utraty przewagi konkurencyjnej.
Pierwszym krokiem do obecnej fazy integracji było utworzenie kilka miesięcy temu funduszu ratunkowego EFSF. Rozpoczął on emisję euroobligacji, z których finansowane są bieżące potrzeby wydatkowe Grecji i Irlandii. Teraz mamy kolejny krok, który nie powinien być zaskoczeniem, choć najnowsze propozycje przedłożone w zeszłym tygodniu przez tandem Angela Merkel – Nicolas Sarkozy idą dość daleko. Zakładają bowiem koordynację fiskalną, podatkową i regulacji rynku pracy. Jeśli takie porozumienie ostatecznie zostałoby zaakceptowane przez kraje członkowskie strefy euro, to trudno znaleźć dobre uzasadnienie, dlaczego kraj taki jak Polska będący poza tą strefą miałby współdecydować o kwestiach, które go nie dotyczą. Projekt Merkel – Sarkozy podważa też władztwo formalnych ciał UE, w tym w szczególności Komisji Europejskiej, dotychczasowego naszego sprzymierzeńca. Komisja nie będzie miała jednak wyjścia – aby nie utracić twarzy ani swej roli, musi przystać na te propozycje i zaangażować się w tworzenie Europy dwóch prędkości.
Prawdziwa Europa zaczyna się tam, gdzie są wspólne interesy. A wspólne interesy mają głównie ci, którzy posiadają wspólną walutę. Czy nam się to podoba czy nie, Europa dwóch prędkości i tak istniała, teraz po prostu zostanie bardziej sformalizowana. Od lat i tak ważniejsze decyzje gospodarcze zapadają w gronie 17 a nie 27. W naszym narodowym interesie jest głębsza integracja z Europą, a tym samym znalezienie się w tej grupie państw, które decydują o najważniejszych dla Europy kwestiach.
Reklama