Cel, jaki postawił sobie miliarder Nicolas Berggruen, jest wyjątkowo ambitny: naprawić świat. We wszystkich jego aspektach: politycznym, gospodarczym i społecznym. By nic nie ograniczało go w dążeniu do celu, niemiecko-amerykański inwestor sprzedał prawie cały swój majątek: posiadłości oraz samochody. Mieszka i pracuje w hotelach, czym zyskał sobie przydomek „nomada XXI wieku”, zakłada kolejne fundusze inwestycyjne, by zebrać pieniądze na realizację pomysłów. Ostatnim z nich jest program, który nazwał inwestycjami w wartości (values investing). To przeciwieństwo działań nastawionych tylko i wyłącznie na zysk, czyli – jak mówi – inwestycji nakierowanych na wartość.
– Zajmują mnie problemy, z którymi nie radzą sobie państwa. Skoro one nie potrafią ich rozwiązać, muszą się tym zająć rynek i prywatne pieniądze – mówi 49-letni Berggruen.

Nakarmić świat

Reklama
Teraz poświęca się pogodzeniu dwóch sprzecznych tendencji: rosnącego zapotrzebowania na biopaliwa napędzającego wzrost cen żywności, który wpędza przy okazji w biedę kolejne miliony ludzi. Z powodu ekologicznej gorączki, która od ponad 10 lat trawi świat, podsycanej przez dotacje wypłacane przez rządy bogatych państw Zachodu, o wiele bardziej opłaca się siać rzepak (np. Brazylia) czy uprawiać palmy (np. Malezja i Indonezja) niż pszenicę czy ryż. Co roku zwiększa się areał upraw przeznaczonych wyłącznie na produkcję biopaliw, kurczą się natomiast uprawy trafiające na rynki spożywcze. – Tylko w USA na etanol przerabia się rocznie 4,9 mld buszli (buszel to 35,2 litra) kukurydzy. Taką ilością ziarna można wykarmić 350 mln ludzi – mówi „DGP” Gerry Johnson z Earth Policy Institute.
Berggruen najpierw założył w Oregonie farmę, największą na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, produkującą etanol ze zbóż. Dotarło jednak do niego, po pierwszych krytycznych raportach dotyczących sensowności skupiania się na wytwarzaniu oleju napędowego z roślin, iż wydawałoby się zakończona sukcesem próba znalezienia taniego i odnawialnego paliwa nie pociąga za sobą wyłącznie korzyści. Stworzył więc zespół ekspertów, którzy mają opracować takie metody upraw zbóż, by zwielokrotnić plony. W tym celu kupił setki tysięcy akrów ziemi w Australii, na których będą testowane nowe techniki uprawy. W oczekiwaniu na efekty prac zespołu naukowców rozmawia z kilkoma rządami na temat wydzierżawienia gruntów pod uprawę m.in. manioku, kukurydzy, ryżu oraz oliwek, by złagodzić efekty drożyzny na lokalnych rynkach. Z jego dobrodziejstwa korzystają już mieszkańcy Kambodży, która wychodzi z ruiny, w którą wpędzili ją najpierw Czerwoni Khmerzy, a potem lata rządów prowietnamskiego komunistycznego rządu – tu funduje uprawy ryżu. Nie zapomniał jednak o energii odnawialnej – teraz buduje farmy wiatrowe, m.in. w Turcji.
– Majątku dorobiłem się na abstrakcyjnych operacjach finansowych. Teraz inwestuję prawdziwe pieniądze w realnym świecie. Chcę stworzyć rzeczy, które poprawią los ludzi i będą im służyć przez pokolenia – tłumaczy Berggruen.
Magazyn „Forbes” w najnowszym zestawieniu najbogatszych ludzi świata umieścił go na 540. miejscu, z majątkiem szacowanym na 2,2 mld dol. Ma wielkie szanse, by w przyszłorocznym rankingu znacząco poprawić tę lokatę. Założył właśnie trzeci fundusz działający na zasadzie cash shell (firma notowana na giełdzie, nieprowadząca działalności, która zamierza się połączyć ze spółką wchodzącą na parkiet lub ją przejąć) o nazwie Justice (Sprawiedliwość), któremu udziałowcy powierzyli 1,1 mld dol. Gwarantem opłacalności przedsięwzięcia jest nie tylko Nicolas Berggruen, w radzie nadzorczej zasiada m.in. amerykański ekonomista Nouriel Rubini, zwany Doktorem Zagładą, który już w 2005 roku ostrzegał przed kryzysem i rosnącą bańką spekulacyjną na rynku nieruchomości w USA.
>>> Czytaj też: Głód może obalać rządy
Justice (pozostałe dwa fundusze, działające w USA i Europie, nazywają się Freedom – Wolność) ma dokonywać przejęć innych firm do prawie 6 mld dol. W czym tkwi jego recepta na sukces? Berggruen nie chce na ten temat mówić. Gdy kilka lat temu doszła do niego informacja, że jeden z holenderskich dzienników zamierza poświęcić mu artykuł, w którym ledwie zająknięto się na temat sposobu prowadzenia przez niego transakcji, chciał wykupić cały nakład gazety, by go zniszczyć.
Dokładnie tak samo strzeże swojego życia prywatnego. Od jego przyjaciół wiadomo jedynie, że pracuje po 12 – 14 godzin na dobę; jada dwa posiłki dziennie i raz w ciągu dnia musi posmakować czekoladowego ciastka. Od deseru nie robi żadnych odstępstw. Z oficjalnej biografii można się dowiedzieć, że jest synem znanego kolekcjonera sztuki Heinza Berggruena, który uciekł z nazistowskich Niemiec do USA. Nicolas przyszedł na świat w Paryżu. Dorastał i uczył się w renomowanych szkołach Francji i Szwajcarii. Wspomina, że za młodu marzył o zostaniu pisarzem oraz był przekonanym lewakiem. – Przysięgałem, że nigdy nie nauczę się angielskiego. To był dla mnie język imperialistów – opowiada.
Dziś mówi biegle po angielsku, choć nie wyzbył się obcego akcentu. W wieku 17 lat wyjechał do Ameryki i zaczął studiować handel na New York University. Po raz pierwszy zainwestował wówczas własne pieniądze w akcje i obligacje, rozsmakował się też w funduszach inwestycyjnych. W 1984 roku, w wieku zaledwie 23 lat, założył Berggruen Holdings, który stał się narzędziem jego sukcesu. Do największych biznesowych wygranych należy przejęcie firmy produkującej okulary FGX (znanej wtedy jako Foster Grant). Kupił ją, gdy groziło jej bankructwo, potem zmienił zarząd oraz rozszerzył listę oferowanych produktów i z sukcesem wprowadził na giełdę. Zarobek liczył w dziesiątkach milionów dolarów.

Czas na politykę

Na podobnych przejęciach, w których się wyspecjalizował, Berggruen dorobił się miliardów i zaczął opływać w luksusy. Jednak pewnego dnia ze wszystkiego zrezygnował. Sprzedał posiadłości (Miami i Nowy Jork), auta, a obrazy – swoją największą pasję – wypożyczył kilku muzeom. Sobie pozostawił jedynie niewielki odrzutowiec Gulstream IV, którym lata po świecie, by doglądać biznesu. Pracuje oraz mieszka w hotelach, bardzo często można go spotkać w nowojorskim Central Parku, gdy podczas energicznego spacerowania załatwia interesy przez komórkę. – Zawsze dużo czasu spędzałem w hotelach, zmiana stylu życia nie była dla mnie wielkim problemem. Poza tym nie jestem przywiązany do bogactwa. Teraz czuję się o wiele szczęśliwszy, bo koncentruję się na rzeczach, które są naprawdę ważne – mówił w wywiadzie dla „Financial Timesa”.
Program inwestowania w wartości to nie tylko batalia o obniżenie cen żywności i tym samym poprawę losu milionów. To także próba ożywienia centrów wielkich miast, które zamieniają się w betonowo-finansowe pustynie omijane przez zwykłych ludzi. Kupił parcelę w środku Newarku w stanie New Jersey: zamierza zbudować w tym miejscu kompleks mieszkaniowo-handlowo-biurowy. Podobne projekty rozpoczął w Indiach, Turcji oraz Izraelu. Do współpracy przy przeprojektowywaniu centrów miast zaprosił znanych architektów: Richarda Meiera, Davida Chipperfielda i Kazuyo Sejimę.
Podjęta przez Berggruena próba naprawy świata to także poszukiwanie sposobu na zreformowanie polityki. Przeznaczył 100 mln dol. na stworzenie think-tanku Berggruen Institute, który koncentruje się na reformach konstytucyjnych. – Od lat młodzieńczych chciałem napisać nowoczesną konstytucję. Moja utopijna wizja jest kompilacją zachodnich wartości gwarantujących jednostce swobodę z dominującym na Wschodzie poczuciem odpowiedzialności, które jest nakładane na rządzących, oraz poszanowania prawa – opowiada. Dodaje, że jedyny kraj, który zbliżył się do ideału, to Singapur. – Wiem, że rząd jest tam dość autorytarny. By spełnić sen o idealnym połączeniu wartości zachodnich i wschodnich, potrzebują tam jednak trochę luzu – dodaje ze śmiechem.
Na razie poletkiem doświadczalnym dla jego politycznych reform ma być Kalifornia, jeden z najciężej doświadczonych przez kryzys i republikańskie rządy amerykańskich stanów, który jest równie mocno zadłużony co Irlandia i Grecja. – Spędzam tu kilka miesięcy w roku (Peninsula Hotel w Beverly Hills). Uważam, że Złoty Stan dojrzał do wielkich zmian – mówi. Pomocna w reformach jest lokalna konstytucja: pozwala ona w najważniejszych kwestiach rozpisywać referenda, których wyniki mają moc obowiązującą. Na swoją kampanię przeznaczył już 25 mln dol.
Co motywuje go do działania? – Tu, na ziemi, jestem tylko przez krótki czas, a wszystko, co posiadam, jest tymczasowe. Przetrwa po nas tylko to, co zdołamy stworzyć dla dobra innych. To dla mnie prawdziwa wartość – mówi Nicolas Berggruen.