Trzeba oczywiście mieć na uwadze, że Mobius jest szefem firmy, która zarządza ponad setką funduszy, z których znaczna część inwestuje w akcje. W jego żywotnym interesie jest zatem promowanie i zachęcanie do inwestowania w akcje, zwłaszcza że fundusze akcyjne są produktami wysoko marżowymi, na których jego firma zarabia się najwięcej.

>>> Czytaj też: GUS: Inflacja wyższa od oczekiwań ekonomistów

Tradycyjnym zabezpieczeniem przed inflacją jest złoto, notujące coraz to nowe rekordy cenowe, co świetnie ilustruje rosnące obawy inwestorów z całego świata przed wzrostem cen. Zainspirowani słowami znanego inwestora, postanowiliśmy jednak sprawdzić, czy akcje w przyszłości również mogły pełnić taką rolę.

Na poniższym wykresie linia przerywana przedstawia zmiany rocznego wskaźnika inflacji w USA w poszczególnych miesiącach od stycznia 2001 roku do lutego 2011 roku. Fioletowa linia z kolei prezentuje roczną dynamikę zmiany wartości indeksu Dow Jones Industrial Avarage (DJIA), zaś czerwona globalny indeks MSCI Emerging Markets, mierzący koniunkturę na rynkach zaliczanych do grona rozwijających się (to w nich specjalizuje się i szczególnie zachęca do inwestowania tam swoich pieniędzy Mark Mobius). Jak można się przekonać, na początku poprzedniej dekady, gdy inflacja w USA spadała, osiągając dołek w pierwszej połowie 2002 roku, wymienione indeksy w kolejnych miesiącach generowały najczęściej ujemne roczne dynamiki wzrostu. Sytuacja poprawiła się dobre dopiero wraz z początkiem 2003 roku, gdy wskaźnik inflacji w Stanach w krótkim czasie podskoczył z 1 do 3 proc. Wykresy indeksów od tego punktu wspinały się w ekspresowym tempie pod bardzo dużym kątem, osiągając w przypadku wskaźnika rynków wschodzących nawet blisko 80-proc. dynamikę wzrostu w skali roku. Inflacja w USA, z przerwami, pozostawała w wyraźnym trendzie wzrostowym aż do połowy 2006 roku. W tym czasie średnia roczna dynamika wzrostu indeksu MSCI EM wyniosła ponad 30 proc., a DJIA ponad 7 proc.

Reklama

>>> Czytaj też: Inflacja szybuje w górę i pożera nasze zyski z lokat

Obserwując wykres można też znaleźć potwierdzenie dla tezy, że giełda wyprzedza zjawiska zachodzące w realnej gospodarce. Gdy w drugiej połowie 2007 roku rozpoczęła się bessa, inflacja rosła jeszcze do połowy roku 2008 i dopiero wówczas zaczęła gwałtownie spadać, w Stanach w pewnym momencie notując wręcz wartości ujemne, czyli zamieniając w deflację. Bessa definitywnie zakończyła się wraz z początkiem roku 2009 i roczna dynamika wzrostu indeksów z -60 proc. w przypadku MSCI EM i -40 proc. w przypadku DJIA, szybko zamieniła się w kilkudziesięcioprocentowe zyski, zaś inflacja odbiła dopiero ok. pół roku później. Przez większą część 2010 roku inflacja nie stanowiła problemu, jednocześnie na poziomie ok. kilkunastu procent ustabilizowała się też dynamika wzrostu obserwowanych indeksów.

Powiązanie pomiędzy cyklami w jakich porusza się inflacja a dynamiką zmian głównego giełdowego indeksu widoczna jest również w przypadku rodzimego parkietu. Kto wie, czy nawet nie lepiej niż w przypadku omawianym powyżej. Zważywszy jednak na wyprzedzenie, z jakim giełda reaguje na zmiany inflacji, wydaje się, że tę najdynamiczniejszą część wzrostu na giełdzie mamy już za sobą.

Gdy inflacja rośnie, spadają ceny obligacji. Inwestorzy w poszukiwaniu ratunku przed inflacją wyprzedają bowiem papiery dłużne, zwłaszcza te o stałej stopie procentowej i dłuższym terminie do wykupu. Szukając zysków inwestują w papiery dające szansę na większy dochód, jak np. obligacje komunalne czy przedsiębiorstw, ale także akcje giełdowych spółek. Tymczasem Główny Urząd Statystyczny ogłosił dziś, że w marcu inflacja w Polsce podskoczyła do 4,3 z 3,6 proc. przed miesiącem. Taki poziom oglądaliśmy ostatnio we wrześniu 2008 roku.

ikona lupy />
Roczna dynamika zmian WIG na tle inflacji w Polsce / Forsal.pl
ikona lupy />
Roczna dynamika zmian indeksów DJIA i MSCI EM na tle inflacji w USA / Forsal.pl