Na pracowników Toyota Motor Poland ta wiadomość spadła jak grom z jasnego nieba. W całej ponaddwudziestoletniej historii spółki ani razu nie zdarzyło się, aby któryś z jej prezesów (czy jak wolą Japończycy – prezydentów) został odwołany przed czasem. Niepisana tradycja mówiła, że zmiana na najwyższym szczeblu lokalnej władzy w japońskim koncernie następuje co cztery lata, przy czym już kilka miesięcy wcześniej oficjalnie komunikuje się ją zarówno pracownikom, jak i rynkowi. Tym razem było zupełnie inaczej.

>>> Czytaj również: Fabryki Toyoty w Polsce wstrzymały produkcję

Zaledwie dwa tygodnie temu polski odział Toyoty dowiedział się, że Tetsuya Takenaka, który zarządza firmą od początku 2009 r. i jego kadencja powinna trwać jeszcze półtora roku, odchodzi ze stanowiska. Jeszcze większym zaskoczeniem okazała informacja na temat tego, kto go zastąpi. Gdy ogłoszono, że będzie to Tsutomu Otsubo – prezes Toyoty w Czechach i na Słowacji – większość z niedowierzaniem kiwała głowami. Jak to możliwe, żeby siecią w kraju, w którym w rekordowych latach Toyota sprzedawała niemal 35 tys. aut, miał kierować ktoś, kto do tej pory miał do czynienia z siedmiokrotnie mniejszymi rynkami?

Mistrz kierownicy nie ucieka

Reklama
Tyle że dla Japończyków nie liczą się same liczby. W ich mniemaniu znacznie ważniejsze są potencjał i ambicje, a tych nie sposób Otsubo odmówić. Z Toyotą nierozłącznie związany jest od 1981 r., gdy jako 23-latek rozpoczął pracę w Toyota Motor Sales w Japonii. Dwa lata później awansował na stanowisko eksperta ds. rynku europejskiego, ale nadal siedział w Tokio. I dopiero w 1997 r. centrala wysłała go na Stary Kontynent, gdzie błąkał się po różnych działach Toyoty Motor Europe odpowiedzialnych za sprzedaż samochodów.

>>> Polecamy: Trzęsienie ziemi w Japonii: Tsunami i silny jen pokonały Toyotę

Wszystko po to, aby w 2002 r. wrócić do Kraju Kwitnącej Wiśni i przez pięć lat, pod okiem najlepszych ekspertów Toyoty, zdobywać doświadczenie z zakresu marketingu. Po tym etapie kierownictwo koncernu uznało, że Otsubo można rzucić na głęboką wodę – w 2007 r. mianowano go prezydentem Toyota Motor Czechy.
Gdy Japończyk obejmował to stanowisko, Toyota sprzedawała łącznie na Słowacji i w Czechach 8 tys. samochodów rocznie, i to niezmiennie od dobrych kilku lat. Pech chciał, że w 2008 r. przyszedł kryzys i sprzedaż nowych aut się załamała.
Ale Otsubo zamiast uciekać przed problemem, postanowił stawić mu czoła. Wykorzystał moment kryzysu do gwałtownego przyspieszenia – gazem był głównie marketing, ale wciskał sprzęgło i odpowiednio zmieniał biegi. Toyota rozpędziła się tak bardzo, że w 2009 r. w Czechach i na Słowacji sprzedała łącznie rekordowe w historii marki 10 tys. aut. Jednocześnie były to jedyne rynki w Europie, na których marka odnotowała w tym czasie wzrost sprzedaży.

Prezent na trzydziestolecie

Mianowanie Otsubo prezydentem polskiego oddziału Toyoty dla niego samego jest swego rodzaju nagrodą za dotychczasowe osiągnięcia. Nagroda jest tym ważniejsza, że przyznana mu została niemal dokładnie w 30-lecie rozpoczęcia pracy dla koncernu. Co więcej, nie odebrano mu władzy nad rynkiem czeskim i słowackim – równolegle będzie prezesem Toyota Motor Czechy.
Nieoficjalnie mówi się, że nie jest to kwestia oszczędności, lecz wyjątkowego zaufania, jakim cieszy się Otsubo na samych szczytach korporacyjnej drabiny Toyoty. Jego przełożeni wierzą, że naprawi w Polsce to, co zepsuł jego poprzednik – Tetsuya Takenaka. Za jego panowania sprzedaż aut japońskiej marki nad Wisłą spadła w ciągu zaledwie trzech lat aż o 30 proc. O ile w 2008 r. Toyota zajmowała pierwsze miejsce z niemal 11-proc. udziałem w całym rynku, o tyle w 2010 r. skurczył się on do 7,7 proc., a producent spadł na czwarte miejsce.
Tymczasem sam Otsubo nie składa żadnych deklaracji. Nigdy tego nie robi. Zamiast słów woli czyny – w swoim praskim biurze nierzadko pracował po 12 godzin dziennie. Jego współpracownicy mówią, że ma umysł matematyka. Pytanie, czy tym razem w swoje nowe zajęcie wkalkulował ryzyko związane z niestabilnością polskiego rynku.